W dzisiejszym materiale testuję najnowszą maszynkę polskiej marki Shav, która w teorii ma zastąpić jednorazowe maszynki do golenia i poradzić sobie z różnymi, trudnymi miejscami. Jak sprawuje się w praktyce i czy warto ją kupić? Maszynkę do recenzji otrzymałem od Shav Polska.
Cały czas we współczesnej kulturze panuje mit, że mężczyzna dbający o wygląd i odpowiednią higienę nie jest prawdziwym mężczyzną. Ja sam po raz pierwszy w życiu użyłem maszynki do golenia jeszcze w czasach gimnazjum (kiedyś był taki twór między szkołą podstawową a liceum). To właśnie wtedy wszyscy koledzy zaczęli zapuszczać wąsy, bo w sumie była to dla nich nowość. Ja całe życie jestem alergikiem i nie rozstaję się z chusteczkami higienicznymi. Im większy zarost pod nosem, tym jego wydmuchanie może prowadzić do wielu niezręcznych sytuacji. Dlatego praktycznie od zawsze golę się pod nosem do zera. Natomiast pozostały zarost twarzy jedynie mocno skracam, bo moja skóra jest wyjątkowo wrażliwa. Praktycznie po każdym goleniu „do zera”, szyja jest cała w kropki od podrażnień. Nie ma znaczenia, jakiej maszynki używam, pianki przed goleniem, czy po. Po prostu ponowny wzrost włosów natychmiast barwi moją szyję na czerwono. Pieczenie i swędzenie skóry zamieniłem na wieczny delikatny zarost i zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Barber nie widział mnie nigdy na oczy, nie golę też pleców, klatki piersiowej, ani nóg. Jest to coraz bardziej modne, ale nigdy nie uważałem siebie za osobę podążającą za najnowszymi trendami.
Problemem maszynek jednorazowych jest to, że mało kto je tak traktuje. Korzysta się z nich tak długo, aż nie poleje się krew z kolejnego zacięcia. Mają też jedną wadę – ciężko jest posługiwać się nimi przy niedoskonałościach skóry. Wystający pieprzyk pod pachą, lekko pofałdowana skóra, mogą stanowić wyzwanie dla nawet droższych maszynek z kilkoma ostrzami i przede wszystkim – mogą łatwo nas zranić w miejscach, gdzie rana będzie goić się długo. Gdy maszynka staje się tępa, bardziej szarpie włosy niż je ścina, co natychmiast zamienia się właśnie w pieczenie i podrażnienia.
Do tej pory testowałem wiele różnych elektrycznych golarek od wielu producentów. Niektóre z nich są duże i ciężkie, inne mają tak skonstruowaną główkę, że ciężko dokładnie się ogolić. Jeszcze inne nie łapią wszystkich włosów (np. przy miękkim zaroście) i wielokrotnie trzeba próbować golić to samo miejsce, co również dodatkowo podrażnia skórę. Golarki siatkowe mają często dodatkowe, wysuwane pod kątem 90 stopni ostrze. Służy one do precyzyjnego przycinania, ale niespecjalnie nadaje się do reszty ciała – zbyt duży nacisk i zły kąt dotyku może natychmiast przeciąć cienką skórę. Odpowiedzią na te wszystkie problemy ma być najnowsza maszynka X.Shav.
X.Shav – pierwsze wrażenia
Maszynka przyszła do mnie w czarnym, eleganckim opakowaniu. W jego wnętrzu znalazłem instrukcję obsługi, dwie nakładki na ostrze (1,5mm i 3 mm), pędzelek do czyszczenia, przewód usb wraz ze stacją dokującą i maszynkę. Port dokujący ma dokładnie takie samo wejście jak maszynka, więc możemy ładować urządzenie bezpośrednio z dowolnego portu USB (np. powerbank, komputer) lub właśnie poprzez stację dokującą. Warto zatrzymać się chwilę przy instrukcji obsługi. Ma ona strasznie mały rozmiar fontu i ciężko się ją czyta. Nie ma tam wiele napisane, dlatego producent powinien poprawić jej czytelność.
- Zobacz też: Karty graficzne NVIDIA RTX vs AMD (różnice, zalety, wady)
- Zobacz też: AMD RYZEN – co musisz wiedzieć, o tym procesorze
Maszynka jest dość lekka. Praktycznie nie ciąży w dłoni i swobodnie możemy obracać nadgarstkiem goląc się przez dłuższy czas. Dłoń nie odczuwa zmęczenia, a lekko zaokrąglona obudowa maszynki nie ślizga się. Na górze urządzenia znajduje się logo producenta i duży przycisk. Jego wciśnięcie uruchamia ostrze, podświetlenie ledowe miejsca golenia oraz wyświetlacz wskazujący pozostałą pojemność akumulatora.
Test ostrza
Żona prowadzi salon fryzjerski, więc natychmiast pokazałem jej maszynkę tłumacząc, że producent zastosował tutaj technologię, którą nazwał CutFree. Specjalne, ceramiczne ostrza mają zapewnić golenie bez zacięć i podrażnień. Żona włączyła maszynkę, ustawiła ostrze pionowo do dłoni i zaczęła suwać jak szalona po swojej skórze. Test był krótki i zakończył się podsumowaniem – że faktycznie, nie łapie i nie szarpie skóry.
Naładowałem maszynkę. Pełna bateria spokojnie starczy na 90 minut ciągłego golenia. Urządzenie można przepłukać pod wodą, bo jest wodoodporne. Producent zachwala, że jest dedykowane do golenia przede wszystkim miejsc intymnych, pach, klatki piersiowej, brzucha i nóg. Ja postanowiłem sprawdzić najbardziej wrażliwą część mojej skóry, czyli wspomnianą na początku szyję. Inne maszynki albo nie mogły ściąć zarostu, albo zacinały skórę lub mocno ją podrażniały. Tutaj nastąpiło miłe zaskoczenie – mogłem spokojnie sunąć X.Shav po twarzy, oraz szyi i nie musiałem pilnować odpowiedniego kąta dotyku. W żadnym ustawieniu ostrze nie podrażniło skóry w nawet najmniejszy sposób. To bardzo miła odmiana.
Jednocześnie muszę od razu sprecyzować Wam jedną rzecz. Producent zamiennie używa sformułowania, że jest to golarka do usuwania niechcianego owłosienia. Otóż nie, nie usunie włosów bo to nie jest depilator. Nie zetnie włosów przy samej skórze jakby zrobiła to maszynka, a jedynie dość krótko przytnie. Jest bardzo poręczna i ułatwia manewrowanie w trudno dostępnych miejscach np. w pachach, czy innych krzywiznach naszego ciała. Jednak efekt jest zupełnie inny niż przy użyciu zwykłej maszynki jednorazowej. Wymaga też wprawy w stosowaniu w okolicach miejsc intymnych, bo tak jak każdy sprzęt – nieumiejętnie zastosowany może również zranić i X.Shav nie jest tu wyjątkiem.