W dzisiejszym filmie testuję hulajnogę elektryczną Angwatt F1, którą można kupić za mniej niż 2000 zł. Jak sprawdza się w praktyce i czy warto ją kupić? O tym w dalszej części filmu. No to zaczynamy!
Ostatnio testuję bardzo dużo rowerów elektrycznych i to głównie rowery są sprzętem, który najbardziej lubię. Jakoś nigdy nie było mi po drodze z hulajnogami i gdy parę lat temu inni się nimi zachwycali, ja trzymałem się sceptycznie z boku. Miałem przekonanie, że są niestabilne, łatwo sobie zrobić na nich krzywdę, a podczas jazdy trzeba bardzo uważać. Zupełnie inaczej niż w przypadku roweru, którym pcham się zawsze w totalny offroad po dużą dawkę adrenaliny. Nagle odezwał się do mnie serwis Banggood.com, który zaproponował mi recenzję właśnie hulajnogi elektrycznej, a dokładnie modelu Angwatt F1. Muszę przyznać, że początkowo odpowiedziałem, że to nie dla mnie. Jednak ciekawość wygrała i zapytałem sam siebie – jak nie teraz, to kiedy mam spróbować? Finalnie zgodziłem się na tę współpracę i za kilka dni przyjechał do mnie kurier z niedużym chociaż bardzo ciężkim pudłem. Uznałem, że cały materiał będzie stworzony z perspektywy osoby, której nigdy nie kręcił ten rodzaj pojazdów i w ten sposób sprawdzę, czy Angwatt F1 przekonał mnie na tyle do siebie, że zostanie ze mną na stałe.
Pierwsze wrażenia i montaż hulajnogi
Hulajnoga przyjechała do mnie mniej więcej po tygodniu. Było to dość niskie, ale długie pudełko i w miarę ciężkie. Nic dziwnego, bo ta hulajnoga waży prawie 30 kilogramów. Po rozpakowaniu wszystkiego znalazłem instrukcję obsługi z informacją, jak ściągnąć limit prędkości, ładowarkę, dwa klucze NFC, wyświetlacz, ale nigdzie nie znalazłem za to instrukcji montażu. A trzeba było usunąć wszystkie blokady transportowe, złożyć hulajnogę, zamontować kierownicę, tylny błotnik i dodatkowe wzmocnienie. Całość była w miarę intuicyjna nawet dla osoby, która nigdy nie miała do czynienia z hulajnogami, jednak czytelna instrukcja lub nawet krótki filmik byłby bardzo pomocny dla amatorów. Działając właśnie na oko, początkowo założyłem odwrotnie mostek kierownicy i ta podczas jazdy okazała się finalnie być zbyt blisko mnie. Szybki demontaż wyświetlacza, przekręcenie mostku i po kilku minutach skorygowałem to ustawienie. [Materiał o montażu hulajnogi Angwatt F1] .
Angwatt F1 wykonana jest z mieszanki stali i aluminium. Ma certyfikację unijną i własny numer seryjny. Waży 27 kilogramów. Jest dość sztywna i w miarę wysoko zawieszona. Producent wyposażył ją w bezszczotkowy silnik o mocy 1000 watów. Hulajnoga potrafi rozpędzić się do 50 kilometrów na godzinę, a podjazdy nawet do 25% mają nie robić na niej wrażenia. W oczy rzucają się 10-calowe, bezdętkowe opony. Są dość grube, więc to zapowiedź pewniejszej jazdy po nierównościach i lekkim terenie. Gdy nawierzchnia robi się już słaba, do akcji wkracza podwójna amortyzacja – przód to sprężyna z olejowym tłumieniem, tył to gruba sprężyna. Jeżeli chodzi o hamulce, to producent zastosował tutaj tarczówki z zaciskami na linkę. Co ciekawe, hamowanie wspiera także sam sterownik hulajnogi. Mamy również pełen zestaw świateł – zarówno przedni reflektor soczewkowy, obrysówki, tylne pozycje i światło stopu. Z poziomu kierownicy można włączyć także kierunkowskazy, które włączają się zarówno z przodu jak i z tyłu. Powodują miganie świateł wykorzystywanych także jako stop, co oznacza, że jak hamujemy po zmroku – nie będzie widać już kierunkowskazów. To akurat średnie rozwiązanie, ale hulajnoga i tak jest bardzo dobrze widoczna z daleka.
Po złożeniu hulajnoga ma zaledwie 117 × 70 × 55 cm, więc mieści się w bagażniku prawie każdego auta. Mi udało się ją wsadzić do małego swifta. Centrum dowodzenia to zintegrowany ekran z czujnikiem NFC. Uruchamia się go za pomocą niedużej karty NFC. W zestawie są dwie takie karty. Możemy również przenieść klucz NFC na własny telefon. Łącznie aktywne mogą być w sumie 3 klucze NFC. Konstrukcję zasila akumulator 48 woltów o pojemności 18,2 amperogodzin. Producent deklaruje 50–70 km zasięgu, oczywiście zależnie od stylu jazdy i wagi kierowcy. Maksymalne obciążenie hulajnogi wynosi 120 kilogramów.
Na kierownicy mamy także klakson, który jest dość głośny i dokładnie taki sam jak niemal w każdym recenzowanym przeze mnie rowerze elektrycznym. Znalazł się także przycisk DS, który steruje pracą hulajnogi dwusilnikowej. A że tutaj mamy tylko jeden silnik, przycisk ten jest zbędny.
Prawa strona to manetka służąca do przyspieszania, a środek kierownicy producent przewidział na wielki wyświetlacz. Jest bardzo plastikowy i dość słabo czytelny w pełnym słońcu. Łatwo go porysować, bo aby włączyć lub wyłączyć hulajnogę, należy po jego jednej z dwóch krawędzi przejechać kluczem NFC. Znajdziemy w nim szereg przydatnych informacji – aktualny bieg, prędkość, napięcie akumulatora, dystans, łączny przebieg. Dostajemy także komunikaty o błędach, statusie – np. zapalonych światłach itp. Podoba mi się ta dodatkowa informacja o napięciu akumulatora w voltach. Jest to bardziej dokładne wskazanie niż stosowane kreski.
Angwatt F1 w praktyce
Początkowo miałem problem, aby wczuć się do tej hulajnogi. Deck jest co prawda bardzo duży i gumowany, przez co nogi stoją na nim bardzo stabilnie. Jednak ma się wrażenie, że jest się dość wysoko od ziemi. Dodatkowo, z tyłu hulajnogi mamy specjalny metalowy wspornik, który dodatkowo osłania plastikowy błotnik. Na tym wsporniku znajdują się dwa czerwone poprzeczne wzmocnienia. Możemy na nich położyć nogę by np. zaprzeć się przy ostrej jeździe, ale także służą do przenoszenia hulajnogi z miejsca na miejsce (po schodach). Amator jak ja, miał problem by odpowiednio dopasować dla siebie prawidłową pozycję za kierownicą. Jednak po lepszym wyczuciu hulajnogi i wraz z kolejnymi kilometrami, ciało dogadało się z Angwatt F1 i jazda przestała męczyć, a sprawiać przyjemność.
Hulajnoga ma 5 trybów jazdy. Każdy steruje maksymalną mocą i dostępną prędkością. Muszę przyznać, że to świetne rozwiązanie dla takich amatorów jak ja. Pierwszy bieg rozpędza hulajnogę maksymalnie do około 10 kilometrów na godzinę i moc jest subtelnie rozłożona na manetce. Nawet jak na jedynce przekręcimy ją od zera do maksymalnej wartości, hulajnoga zareaguje spokojnie i powoli rozpędzi nas do tych 10 kilometrów na godzinę. Kolejny bieg to już 15 kilometrów na godzinę i znacznie żywsza odpowiedź manetki. Trzeci bieg to prędkość 25 kilometrów na godzinę i pozwala na dynamiczne starty z miejsca gdy nabierzemy wprawy. Czwórka przekłada się na 35 kilometrów na godzinę i ruszając trzeba delikatnie operować manetką, bo moment obrotowy jest na tyle duży, że można już w miejscu zakręcić kołem. Piątka daje nam możliwość jazdy do 50 kilometrów na godzinę.
Taki podział pozwala wczuć się do hulajnogi, a także korzystać z niej odpowiednio w zależności od aktualnych warunków. Gdy zjechałem z asfaltu na polną drogę, zmniejszenie biegu do najniższego dało mi możliwość spokojniejszej i przez to płynniejszej jazdy po dołach.
Co istotne, Angwatt F1 jest niezwykle stabilna, co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło, bo najbardziej się o to obawiałem. Hulajnoga nie trzęsie się podczas jazdy, nie chybocze na boki, nic jej nie ściąga, nic nie obciera. Amortyzatory sprawdzają się znakomicie, bo szybko przestałem się przejmować mniejszymi krawężnikami, dołkami, spowalniaczami, czy nierównym chodnikiem. Jazda z dużą prędkością nie przypomina walki o przetrwanie, a sprawia ogromną frajdę bo czuć stabilność tego sprzętu. W trakcie nagrywania recenzji jechałem ponad 40 kilometrów na godzinę po szutrze wygłupiając się co chwilę do kamery. Jak trzeba było, to zjeżdżałem na klepisko, czy zdobywałem górki. Warto też wspomnieć, że hulajnoga ma tempomat, więc możemy aktywować ten tryb i nie trzeba nawet trzymać manetki. Gdy zaczniemy hamować lub ruszymy manetką, tempomat automatycznie się wyłącza.
Hulajnoga nieźle przyspiesza, ale także bardzo dobrze się zatrzymuje. Mamy tutaj zwykłe hamulce tarczowe na linkę. Myślałem, że może to być za słabe rozwiązanie jak do masy Angwatt F1 i mojej jako kierownicy. Miło się jednak zaskoczyłem. Nic tutaj nie trzeszczy, nie piszczy, moc hamowania jest bardzo dobra, a wspiera ją także hamowanie elektryczne. Muszę jednak polecić Wam skrócenie linek hamulcowych. Ja tego nie zrobiłem a wystawały dobre 10 centymetrów od mocowania. Jadąc po polu, linkę mi podbiło i zablokowała się o zacisk natychmiast zaciskając przedni hamulec. Na szczęście prędkość była minimalna bo i teren trudny.
Zasięg i bateria
Producent podaje, że na tym sprzęcie można przejechać od 50-70 kilometrów na jednym ładowaniu. Baterię ładuje się nawet 8 godzin. Przy mojej początkowo spokojnej jeździe, a później prędkości przelotowej między 25-35 kilometrów na godzinę, udało mi się zrobić prawie 60 kilometrów. A ważę prawie 100 kilogramów.
Angwatt F1 – co mi się nie spodobało
O ile ten model hulajnogi bardzo mi się spodobał, tak jest kilka elementów, które wskazałbym jako minus. Przede wszystkim sama manetka. Gdy dostałem ten sprzęt, śruba regulująca odbicie manetki była przykręcona zbyt mocno i manetka bardzo często nie odbijała po jej puszczeniu. Zapytałem nawet o to producenta, bo wyobraziłem sobie sytuację, gdy np. zeskoczę awaryjnie z hulajnogi lub ją puszczę, a ta odjedzie w siną dal beze mnie. Producent wskazał, abym wyregulował śrubę tego elementu. Faktycznie – lekkie jej poluzowanie nieco rozwiązało problem, ale go nie wyeliminowało. Manetka wraz się zacina, ale znacznie rzadziej. Nie da się za bardzo poluzować tej śruby też, bo jest to jednocześnie mocowanie tego elementu do kierownicy. Myślę, że w przyszłości w końcu wymienię ją na inną. Napisałem ponownie do producenta, który przekazał mi, że zmienią w tym modelu manetki na lepsze.
Kolejny mankament to system składania hulajnogi na czas transportu. O ile Angwatt F1 da się łatwo i szybko złożyć i rozłożyć, tak coś w tym module ciągle trzeszczy od naprężeń na śrubach. Ja nie znoszę jak mi coś stuka lub trzeszczy. Producent zalecił dokręcenie śrub w obrębie tego rozwiązania. Tak zrobiłem, ale kompletnie nic to nie zmieniło i pozostało się jedynie przyzwyczaić np. najeżdżając na dołek.
Hulajnoga też nie jest lekka. O ile przy samym tylnym błotniku mamy moduł ułatwiający podnoszenie, tak przy kierownicy nic takiego już nie ma, co utrudnia np. wnoszenie przy tej wadze po schodach.
Świata w hulajnodze są bardzo jasne i po zmroku nie ma się specjalnie do czego przyczepić. Mamy tutaj świetny led z soczewką z przodu, światła pozycyjne przód-tył, obrysówki i dodatkowe soczewki przód-tył włączające się przy hamowaniu. Kierunkowskazy wykorzystują nie światła pozycyjne, a stopu – co jest niezrozumiałe. Wystarczy więc wcisnąć hamulec by kierunkowskazy przestały działać.
Angwatt F1 – podsumowanie
Nigdy wcześniej nie stałem na hulajnodze elektrycznej, a jednak to właśnie ja — ktoś, kto od lat jeździ na rowerach i od niedawna intensywnie testuje coraz to nowsze modele elektryczne — postanowiłem dać szansę małemu, dwukołowemu pojazdowi, który dotąd wydawał mi się niestabilny i potencjalnie niebezpieczny. Po ponad miesiącu testów mogę przyznać, że Angwatt F1 to hulajnoga, która przekonała mnie do tego rodzaju pojazdów. Jest bardzo stabilna, wygodna, świetnie przyspiesza i jazda na niej sprawia po prostu frajdę. Ma grube opony, dobre hamulce i pełne zawieszenie. Podoba mi się tez jej wygląd i responsywność. Warto byłoby jednak, aby producent dał nieco bardziej czytelny wyświetlacz, poprawił manetkę i moduł składania, by ten nie trzeszczał, co mnie osobiście irytuje.