W dzisiejszym filmie opowiem Wam więcej na temat robota sprzątającego Narwal Freo Z10 Ultra. To sprzęt klasy premium, który naszpikowany jest licznymi funkcjami. Czy warto go kupić? Jak sprawuje się w praktyce? O tym właśnie więcej w filmie.
Dzisiejszy materiał powstał we współpracy ze sklepem Zigbuy.pl, który udostępnił mi robota Narwal Freo Z10 Ultra do testów. Zigbuy specjalizuje się w starannie wyselekcjonowanej elektronice od topowych producentów – sprawdzone marki, sensowne ceny i kupony zniżkowe. Jeśli uznasz, że Z10 Ultra jest dla Ciebie, zajrzyj do Zigbuy – link i aktualne zniżki znajdziesz na końcu tekstu. Wspierajmy marki, które wspierają twórców – to realnie pomaga rozwijać ten kanał.
👉 https://jotem.in/link/narwalfreo Zniżka 5%: Kupon: JOTEM5
Pierwsze wrażenia
Narwal Freo Z10 Ultra to zaawansowany robot sprzątający klasy premium. Łączy funkcje odkurzania i mopowania podłóg, a do tego posiada stację bazową zdolną do automatycznego opróżniania pojemnika na kurz oraz prania i suszenia mopów. Urządzenie jest następcą cenionego modelu Narwal Freo Z Ultra, oferując większość jego najlepszych rozwiązań, ale w nieco przystępniejszej cenie.
Robot jest naszpikowany nowoczesnymi technologiami, które mają usprawnić sprzątanie i obsługę urządzenia. Siła ssąca wynosi maksymalnie 15 000 Pa, co jest wartością wyższą niż w większości domowych robotów. Mamy do wyboru także różne tryby odkurzania – cichy, normalny, mocny, oraz super mocny. Można także ustawić, by robot odkurzał każde pomieszczenie do trzech razy podczas jednego cyklu sprzątania. Co ważne, nawet na trybie Mocnym urządzenie pracuje bardzo cicho (~55 dB) i dopiero w trybie maksymalnym hałas staje się wyraźniejszy i czuć podmuch powietrza dookoła robota.
Akumulator litowo-jonowy ma pojemność 5200 mAh, co pozwala na maksymalnie 210 minut pracy na jednym ładowaniu. Rzeczywisty czas sprzątania jak zawsze zależy od ustawień – np. użycie maksymalnej siły ssania i obfitego mopowania skraca ten czas. Jednak bez problemu mogłem wysprzątać całe mieszkanie na jednym ładowaniu. Gdy bateria spadnie do ok. 5%, urządzenie automatycznie wraca do bazy i doładowuje się na tyle, by dokończyć przerwaną pracę.
Freo Z10 Ultra prezentuje się nowocześnie i solidnie. Sam korpus jest okrągły, w kolorze białym z delikatnym połyskiem, u góry znajduje się standardowa wieżyczka ze skanerem LIDAR do mapowania przestrzeni. Na spodzie robota zamontowano pojedynczą szczotkę główną typu roller z systemem zapobiegającym wplątywaniu włosów, a nietypowo z przodu zamiast jednej – dwie szczotki boczne (po jednym wirniku z miotełkami z każdej strony). Co ciekawe, boczne szczotki różnią się zagęszczeniem włosia i mogą obracać się z różnymi prędkościami w zależności od potrzeb. Według założeń ma to pomagać zgarniać brud skuteczniej do środka na szczotkę główną. Takie rozwiązanie to rzadkość, która teoretycznie zwiększa zasięg zamiatania po obu stronach robota.`
Ten robot z pewnością wyróżnia się nakładkami mopującymi o nietypowym kształcie. Zamiast całkiem okrągłych, zastosowano lekko trójkątne mopy, dzięki czemu ich krawędzie mogą lepiej docierać do narożników pomieszczeń. Producent zastosował tutaj także technologię PreciseEdge czy EdgeSwing, które odnoszą się do zdolności sprzątania tuż przy ścianach i listwach – mopy mogą delikatnie wystawać poza obrys robota, a dwie szczotki boczne pomagają zgarniać brud z krawędzi.
Robot nie ma osobnego zbiornika wody na pokładzie – w razie potrzeby wraca do stacji, płucze mopy i nasącza je wodą, a następnie kontynuuje mycie podłogi. Mop ma funkcję automatycznego podnoszenia się o 12 mm na dywanach, co chroni wykładziny przed zmoczeniem (sprawdza się to na cienkich dywanach, choć na grubszych i tak najlepiej ustawić strefy bez mopowania). Robot może pracować w kilku trybach – tylko odkurzania, odkurzania równocześnie z mopowaniem, samego mopowania lub umycia podłogi po zakończeniu odkurzania. Sama aplikacja daje dość sporo możliwości.
Stacja dokująca
Stacja bazowa „Ultra”: Jest to prawdziwe centrum dowodzenia robota – automatycznie opróżnia kurz, pierze mopy w wodzie (nawet gorącej), suszy je ciepłym powietrzem oraz dezynfekuje wnętrze (ciepłym nawiewem zapobiega rozwojowi pleśni i bakterii). Co więcej, stacja Narwal posiada funkcję jonizowania wody – przed rozpoczęciem mopowania potrafi elektrolizować wodę z dodatkiem detergentu, co ma poprawić skuteczność mycia i zabijania drobnoustrojów. Słychać także głos, który mówi o tym procesie. Można także dostrzec mgiełkę i podświetlenie w zbiorniku.
Stacja dokująca zdecydowanie zwraca uwagę swoim rozmiarem i kształtem. Jest dość duża, zaokrąglona i przypomina niską beczkę, w której robot chowa się niemal w całości podczas ładowania i czyszczenia mopów. Rzeczywiście, baza ma głęboką wnękę, która “pochłania” robota. Po zadokowaniu urządzenie jest prawie niewidoczne, co zapewnia schludny wygląd w pomieszczeniu. Taka konstrukcja oznacza jednak, że trzeba przewidzieć wystarczająco dużo miejsca na postawienie stacji, która jednak jest dość szeroka i ciężka. Cały zestaw (robot wraz z bazą) waży około 16 kg, z czego sama stacja to ponad 11 kg. Już samo wyjęcie z opakowania może być wyzwaniem, ponieważ producent pakuje robota umieszczonego wewnątrz stacji. Trzeba jednocześnie unieść cały ciężar podczas rozpakowywania. Na szczęście montaż i przygotowanie do pracy są bardzo proste. Wystarczy włożyć tacę czyszczącą do wnętrza bazy, uzupełnić zbiorniki na wodę, zainstalować zamiatarki, oraz zdjąć wszelkie blokady transportowe. Cały proces jest intuicyjny – elementy są dobrze opisane, a zbiorniki na czystą i brudną wodę oznaczono różnymi kolorami, co zapobiega pomyłce przy ich wkładaniu.
Pod pokrywą stacji znajdują się dwa duże pojemniki na wodę – na czystą wodę (biały) o pojemności 4,5 litra oraz na brudną (niebieski) o pojemności 4 litrów. Tak duże zbiorniki pozwalają na wykonanie wielu cykli mopowania bez częstego dolewania i wylewania wody. W praktyce i przy intensywnym mopowaniu i tak trzeba je co jakiś czas obsłużyć, ale jest to czynność prosta (pojemniki mają uchwyty i szerokie otwory). Co ważne, Narwal zadbał, by użytkownik nie pomylił zbiorników. Oprócz kolorów, na obudowie znajdziemy także ikony oznaczające każdy z nich. W stacji mamy również wymienny worek na kurz o pojemności 2,5 litra (producent podaje, że wystarcza nawet na 120 dni zbierania brudu), a obok niego miejsce na butelkę z detergentem. W zestawie dostajemy dedykowany środek czyszczący – robot automatycznie dozuje detergent do wody podczas mopowania, gdy uzna to za konieczne, co zapobiega nadmiernemu zużyciu chemii. Sama obudowa stacji ma minimalistyczny, elegancki design – biała kolorystyka z srebrnymi akcentami pasuje do nowoczesnych wnętrz i bardzo mi się spodobała. Na górze pokrywy umieszczono kilka przycisków dotykowych pozwalających np. rozpocząć lub wstrzymać sprzątanie bez sięgania po telefon.
Sprzęt w praktyce – czyli jak odkurza i jak myje
Biorąc pod uwagę deklarowaną ogromną moc ssącą 15 kPa, można by oczekiwać, że Narwal Freo Z10 Ultra będzie prawdziwym demonem odkurzania. Tymczasem, w trakcie testów okazało się, że skuteczność jest różna. W cichym i normalnym robot zbiera jedynie najdrobniejsze śmieci zostawiając na podłodze widoczne okruchy czy włosy. Dopiero przełączenie na wyższy poziom Mocny daje zadowalające rezultaty na twardej podłodze, a do dywanów zaleca się używać maksymalnej mocy (Super Mocny).
Jak zrobiłem klasyczny test rozsypując różne okruchy na podłodze, robot poradził sobie całkiem nieźle. Czujniki wykryły mocniejsze zabrudzenie i sprzęt wyłączył zamiatarki by przypadkiem nie porozrzucać drobin po całej podłodze. Co istotne, tryb automatyczny Freo Mode – który teoretycznie sam dobiera intensywność sprzątania – nie zawsze optymalnie zwiększa moc tam, gdzie potrzeba. Robot rzadko automatycznie podbija moc ssania nawet na zabrudzonym fragmencie podłogi. Po miesięcznym teście zauważyłem, że najlepiej ustawić mu dwa przejazdy po gęstej ścieżce bo wtedy efekty sprzątania są najlepsze.
Pozytywem jest natomiast cicha praca robota i stosunkowo łagodne obchodzenie się z podłogami. Dzięki gumowej szczotce i dobrze zestrojonemu silnikowi, Freo Z10 Ultra jest niemal niesłyszalny w niższych trybach – ma to znaczenie podczas codziennych porządków, gdy chcemy np. odkurzyć mieszkanie w nocy lub przy pracującej zdalnie osobie (55 dB to poziom tła, który nie przeszkadza w rozmowie). Dodatkowo system antysplątaniowy szczotki głównej zdaje egzamin – po kilku tygodniach użytkowania nie trzeba było czyścić wałka z włosów, co w przypadku posiadaczy zwierząt jest dużym plusem. Pojemnik na kurz wewnątrz robota jest nieduży (ok. 250 ml faktycznej objętości, choć brud jest w nim ubijany), ale w założeniu ma być regularnie automatycznie opróżniany do stacji, więc jego wielkość nie powinna stanowić problemu. Niestety, w praktyce pojawiły się pewne zastrzeżenia co do działania funkcji Auto-Empty – domyślnie robot ustawiony jest w tryb „Smart Dust Collection”, w którym opróżnia zawartość dopiero po sprzątnięciu około 200 m² powierzchni. Jeżeli mamy dużo zwierząt w małym mieszkaniu, przytkana komora może zmniejszyć siłę ssania. Dopiero ręczna zmiana ustawienia na tryb „Dock Dust Collection” (opróżnianie przy każdym dokowaniu) rozwiązuje ten problem.
Mopowanie
To właśnie funkcja mopowania jest tym, w czym Narwal Freo Z10 Ultra wyróżnia się na tle konkurencyjnych robotów. Producent od początku chwalił się, że seria Freo to „mistrz mopowania”. Pomimo braku zbiornika wody na pokładzie, robot bardzo efektywnie czyści na mokro podłogi różnego typu. Jego nietypowe, trójkątne pady mopujące rzeczywiście trochę lepiej docierają w narożniki pomieszczeń niż standardowe okrągłe mopy spotykane w robotach innych marek. Oczywiście cudów nie ma – w sam róg (90°) urządzenie wciąż nie wjedzie, więc idealnie „pod sznurek” kątów nie wymyje, ale powierzchniowo zostaje tam mniej nieprzetartego fragmentu niż zwykle. Na otwartych przestrzeniach Z10 Ultra radzi sobie rewelacyjnie: dwie obracające się nakładki, dociskane z sensowną siłą, potrafią usunąć zarówno świeże plamy, jak i zaschnięty brud. W teście na panelach i płytkach robot na trybie intensywnego mycia (Wet Mopping) bez problemu w jednym przejeździe usunął zaschnięte plamy i drobne zacieki, a dwukrotny przejazd poradził sobie z plamą po rozlanym sosie. Co ważne, robot oferuje wybór kilku poziomów intensywności mopowania (ilości dozowanej wody): Niski – do delikatnych podłóg drewnianych, Normalny – codzienne odświeżanie, Wysoki – dokładne mycie, oraz Bardzo wysoki/Wet – do trudnych plam. Dzięki temu możemy dostosować tryb do rodzaju podłogi, by np. nie zalać paneli drewnianych nadmiernie wodą – najniższe ustawienie pozostawia tylko lekką wilgoć, bez mokrych pasków.
Plusem jest fakt, że robot często płucze mopy w trakcie sprzątania – dzięki powrotom do bazy po przebyciu określonego obszaru, ciągle czyści podłogę czystymi nakładkami. Skuteczność mopowania widać było po kolorze brudnej wody w stacji – nawet jeśli podłoga wydawała się czysta, po przejeździe Z10 Ultra woda w zbiorniku była ciemnobrązowa, co świadczy o zebraniu zalegającego brudu. Jakość prania mopów w bazie również zasługuje na pochwałę – po 4 tygodniach użytkowania, nakładki wciąż wyglądały prawie jak nowe, bez plam i przebarwień. To zasługa połączenia gorącej wody i detergentu przy płukaniu oraz suszenia gorącym powietrzem, które eliminuje wilgoć (i zapobiega powstawaniu pleśni czy zapachu).
W codziennym użyciu mopowanie Narwalem jest ogromną wygodą – robot może np. co drugi dzień umyć kuchnię i przedpokój, utrzymując podłogi w idealnej czystości bez żadnego wysiłku ze strony użytkownika. Należy jednak pamiętać, że mopowanie uwydatnia pewną słabość odkurzania: jeżeli robot nie wciągnie wcześniej wszystkich włosów czy kłaczków kurzu, to mokre mopy mogą je tylko rozmazać lub zostawić na środku pokoju w postaci mokrych farfocli. Niestety, Z10 Ultra miewa tendencję do pozostawiania drobnych kłaczków – szczególnie jeśli w domu są zwierzęta gubiące sierść – więc po mopowaniu można znaleźć tu i ówdzie wilgotne kuleczki z włosów. To dość typowe zjawisko, ale warto o nim wspomnieć: w domach ze zwierzętami optymalnie jest puszczać robota najpierw w trybie odkurzania (żeby zebrał sierść), a dopiero potem mopowania. Ewentualnie trzeba się liczyć z drobnym ręcznym zebraniem pozostałych kłaczków po mopie.
Podłogi drewniane (np. parkiet) Narwal traktuje delikatnie – tryb niskiej wilgotności i umiarkowany docisk nie powodują żadnych szkód, a podłoga jest jedynie lekko wilgotna po przejeździe. Z kolei na płytkach czy gresie robot może docisnąć mocniej i puścić więcej wody, co pozostawia podłogę lśniącą po sprzątaniu. Przed pierwszym uruchomieniem robota, ten robi mapę pomieszczeń i automatycznie wykrywa rodzaj podłogi, dywany i przeszkody.
Nawigacja i omijanie przeszkód
Narwal Freo Z10 Ultra korzysta z kombinacji LIDAR oraz czujników AI do poruszania się po domu. Pierwsze uruchomienie i mapowanie przebiegają bardzo sprawnie – parowanie z aplikacją jest szybkie i bezproblemowe (robot natychmiast łączy się z Wi-Fi, konfiguracja zajmuje dosłownie minutę), po czym urządzenie jest gotowe do skanowania pomieszczeń. Mapowanie mieszkania odbywa się w tempie ekspresowym: w moim przypadku robot zeskanował ok. 62 m² w niecałe 7 minut, rozpoznając przy tym większe meble, układ pokoi, rodzaj podłogi, czy obecność dywanów. Po zakończeniu mapowania aplikacja wyświetla plan mieszkania, który możemy edytować: podzielić lub połączyć pomieszczenia, nazwać je, ustawić strefy no-go itd. Warto zaznaczyć, że automatyczne rozpoznawanie pokoi bywa niedoskonałe. W moim przypadku, osobne pomieszczenie będące garderobą nie zostało wykryte wcale, a za drugim razem kuchnia została połączona w jedno pomieszczenie z salonem. Na szczęście edycja mapy jest dość intuicyjna: można ręcznie narysować linie podziału, zmienić kształt pomieszczeń i przypisać nazwy. Minusem jest nieco ograniczona dokładność samej mapy – aplikacja Narwal pokazuje dość uproszczony, schematyczny plan, który czasem ciężko idealnie dopasować do rzeczywistości.
Jeśli chodzi o nawigację podczas sprzątania, Z10 Ultra porusza się metodycznie, pasami, pokrywając stopniowo cały dostępny obszar. W normalnych warunkach robot jeździ bardzo precyzyjnie i konsekwentnie – trzyma się linii, nie pomija miejsc, ładnie objeżdża krawędzie pomieszczeń. Problemy mogą pojawić się, gdy zmienimy coś w otoczeniu po zakończeniu mapowania. W trakcie testów zauważyłem, że Narwal potrafi się „zamotać” gdy np. przesuniemy krzesło lub postawimy na podłodze nowy obiekt w miejscu, gdzie wcześniej go nie było na mapie. Przykładowo, pozostawienie dużego pudła w kącie pokoju spowodowało, że robot długo kombinował jak dostać się w miejsce, które pamiętał z mapy jako przejezdne – nie uderzył wprawdzie w przeszkodę, ale kręcił się kilka razy, próbując różnych podejść. Podobnie lekkie przestawienie mebli (np. odsunięcie krzesła o kilkanaście centymetrów) potrafi wybić go z rytmu i zakłócić idealne równoległe ścieżki przejazdu. Potrafi się kręcić w miejscu zastanawiając, co ma dalej zrobić. Czasami też uparcie ignoruje fragmenty podłogi, które powinien posprzątać, ale uważa inaczej. Można zatem uznać, że nawigacja jest skuteczna, ale mało elastyczna – robot preferuje stały układ otoczenia, a zmiany traktuje z pewną dozą niepewności.
A jak wygląda sprawa omijania przeszkód? Zaskakująco dobrze. Urządzenie potrafi też zrobić zdjęcie danej przeszkody i oznaczyć jej miejsce w aplikacji. Specjalnie przesunąłem stację dokującą blisko nogi stołu by pozostawić minimalną szerokość przejazdu dla robota. Ten zwolnił, schował zamiatarki i przejechał na styk bez problemu. Dzięki tym zdolnościom, sprzątanie jest bezpieczne – robot nie pożre nam kabli od ładowarek ani nie rozmaże niespodzianki pozostawionej przez psa na dywanie. Oczywiście, jak każdy robot, nie jest nieomylny: bardzo cienkie elementy (np. sznurówki) albo przezroczyste przeszkody mogą sprawić mu trudność (Narwal nie jest tu wyjątkiem – niemal wszystkie roboty „lubią” wciągać porzucone skarpety). Warto więc przed sprzątaniem szybko przejrzeć podłogę i zebrać takie potencjalne zagrożenia, choć z Narwalem jest ich zdecydowanie mniej niż z większością konkurencji.
Na koniec warto wspomnieć o zdolnościach terenowych robota. Freo Z10 Ultra ma duże koła i dobrą amortyzację, co pozwala mu pokonywać przeszkody o wysokości nawet do 30 mm. W praktyce oznacza to, że bez trudu wjedzie na typowe progi między pomieszczeniami czy listwy progowe. Nie miał problemu by wjechać do garderoby przez prowadnicę szafy przesuwnej. Co prawda, wołał zaraz pomocy, bo zaplątał się w luźny dywanik i więcej nie chciał już tam jechać.
Aplikacja i sterowanie
Robotem Narwal Freo Z10 Ultra możemy sterować za pomocą aplikacji mobilnej Narwal Freo (dostępnej na Android/iOS). Początkowa konfiguracja i dodanie robota do appki przebiegają gładko. Sama aplikacja jest dość przejrzysta, choć – podobnie jak u wielu producentów – interfejs bywa momentami nie do końca intuicyjny.
Jeśli chodzi o mapę w aplikacji jest ona dość podstawowa. Możemy edytować podziały pomieszczeń, nazwać pokoje, ustawić strefy zakazane (gdzie robot nie ma wjeżdżać) oraz no-mop zones (gdzie ma odkurzać, ale nie używać mopów – np. na dywanach). Niestety, edytor mapy jest mało precyzyjny, szczególnie jeśli pomieszczenia nie są idealnie prostokątne. Przesuwanie ścianek czy rysowanie nieregularnych stref bywa nieco toporne. Nie ma jednak większych ograniczeń co do liczby map – jeśli mamy dom piętrowy, robot obsłuży wiele kondygnacji. Aplikacja umożliwia też podgląd dziennika sprzątania, statystyk użycia oraz stanu materiałów eksploatacyjnych (filtry, szczotki, mopy).
Jednym z minusów aplikacji jest tryb Freo Mind (AI). Narwal zachwala go jako inteligentny dobór metod sprzątania – robot ma sam decydować, gdzie odkurzać, gdzie mopować, ile razy itp. W praktyce ten tryb jest mało dopracowany: robot sprząta w nim mniej efektywnie, potrafi jeździć w dziwny sposób (np. kilkukrotnie wracać do już czystego miejsca, pomijając inne). W rezultacie Freo Mind zamiast ułatwić, może wydłużyć sprzątanie i zużyć więcej baterii niż potrzeba. Dużo lepiej sprawdza się ręczne ustawienie trybu sprzątania – np. wybranie osobno odkurzania i mopowania konkretnych stref. Co prawda aplikacja nieco to utrudnia poprzez wspomniany tryb „Customized” domyślnie włączany przy wyborze pomieszczenia – musimy wtedy ręcznie odznaczyć, czy chcemy odkurzanie, mopowanie czy oba za każdym razem. To może irytować przy częstym korzystaniu, bo np. chcąc jednego dnia tylko odkurzyć salon, a następnego tylko umyć tam podłogę, musimy za każdym razem edytować ustawienia. Gdy używamy np. wyboru pomieszczenia do sprzątania możemy zdecydować, czy chcemy odkurzyć dywan w nim, czy nie. Ale jeżeli nałożymy strefę na miejsce, które robot ma wysprzątać – zawsze ominie dywan i nie da się tego zmienić (nawet jeżeli chcemy, by odkurzył tylko dywan).
Poza tym, aplikacja oferuje standardowy zestaw opcji: harmonogramy sprzątania (można ustawić różne tryby o różnych porach dla wybranych pomieszczeń), sterowanie manualne (jak pilotem – raczej ciekawostka), wybór języka komunikatów głosowych robota (tak, Narwal mówi – również po polsku, choć głos bywa nieco zsyntetyzowany i pomija niektóre litery w wyrazach, co jest śmieszne). Możliwa jest integracja z asystentami głosowymi (Alexa/Google) – np. można wydać komendę głosem do rozpoczęcia sprzątania.
Podsumowanie
Narwal Freo Z10 Ultra to bez wątpienia nietuzinkowy robot sprzątający, który wnosi powiew świeżości na rynek domowych odkurzaczy-mopów. Jego największym asem w rękawie jest bardzo dobre mopowanie – jeśli masz dużo podłóg twardych i zależy Ci na ich regularnym, automatycznym myciu z minimalnym własnym udziałem, Narwal nie ma sobie równych w swojej klasie cenowej. Stacja czyszcząca robi tu ogromną różnicę: samoopróżnianie kurzu, pranie i suszenie mopów sprawiają, że robot rzeczywiście zbliża się do miana urządzenia „sprzątaj i zapomnij”. Wysoka kultura pracy (cichy, łagodny dla mebli, elegancki wygląd) czyni go przyjaznym domownikom gadżetem. Z10 Ultra pokazuje też, jak zaawansowane może być dziś unikanie przeszkód przez robota – rozplątane kable czy porozrzucane zabawki przestają być zmorą, bo Narwal potrafi poruszać się wśród nich z gracją i rozwagą.
Nie jest to jednak sprzęt pozbawiony wad. Siła ssania na papierze nie przełożyła się na rewolucję w odkurzaniu – w tej dziedzinie Freo Z10 Ultra spisuje się dobrze, ale nie wybitnie. Jeżeli priorytetem jest dla Ciebie odkurzanie dywanów z sierści i głęboko zalegającego kurzu, są modele radzące sobie lepiej za podobną cenę. Również oprogramowanie robota i aplikacji wymaga dopracowania – zdarzają się drobne niedociągnięcia i nieintuicyjne rozwiązania, które potrafią zirytować w codziennym użytkowaniu tak nowoczesnego urządzenia. Robot potrafi też miewać gorsze dni i zamiast sprzątać wyznaczone pomieszczenie kręci się w miejscu zastanawiając, co zrobić dalej lub celowo pomija niektóre fragmenty jadąc w miejsca już wysprzątane. Za kwotę rzędu 4-5 tys. zł oczekujemy produktu niemal perfekcyjnego, tymczasem Narwal Z10 Ultra jest świetny w pewnych zadaniach, a przeciętny w innych.