Film „To już jest koniec” (org. This is the end) opowiada o dwójce przyjaciół. Jay przyjeżdża do Miami aby odwiedzić swojego kolegę Setha. Ten żyje w luksusie i często imprezuje. Lubi narkotyki, alkohol i spotkania z postaciami znanymi z ekranów. Jay nie przywykł do takiego życia i niechętnie daje się namówić koledze na wspólny wypad.
W trakcie imprezy, na której gości nawet Rihanna, dochodzi do trzęsienia ziemi. Jay, który postanowił wrócić do domu zauważa dziwne światło prowadzące z wielu miejsc z ziemi do nieba. Po chwili nadciąga kataklizm. Okazuje się, że to już jest koniec, nadeszła apokalipsa, która niszczy wszystko i wszystkich dookoła. Przyjaciele wracają do budynku, aby ukryć się przed kataklizmem w willi.
Wspólnie z szóstką przyjaciół starają się przeżyć koniec świata.
W „To już jest koniec” nie brakuje czarnego humoru oraz żartów ze stylu życia celebrytów. Zobaczymy jak odcięte głowy służą za piłkę nożną. Zobaczymy też dużego diabła z wielkimi genitaliami. Jeden z bohaterów zostanie nawet przez niego zgwałcony i przez to opętany. Jak w mieście grzechów, rozpusty i bogactwa zasłużyć na zbawienie? O tym właśnie będzie ten film.
Mnie nie przekonały efekty specjalne oraz gra aktorska. Całość zamiast rozbawić, mocno mnie znudziła. Film wydaje się być zrobiony na siłę. Przeglądając fora natrafiłem jednak na fanów tego tytułu. Jeżeli miałbym wybrać się do kina jeszcze raz na ten tytuł, to odpuściłbym sobie.