Od dłuższego czasu poszukuję dobrej latarki, której parametry podane przez producenta chociaż w połowie zbliżyły się do tego, co otrzymujemy w rzeczywistości. Tym razem wybór padł na dość dużą latarkę Paweinuo napędzaną przez chip LED XHP360, a zasilaną ogniwami 26650A.
Latarkę kupiłem za własne pieniądze na Aliexpress. Jak podaje producent, korpus latarki wykonany jest z aluminium lotniczego (stop 6063-T6), co zapewnia jej odporność na uszkodzenia mechaniczne. I trzeba przyznać, na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo solidna. Jest duża i ciężka. Jej wymiary to 5.5 centymetra w najszerszym miejscu, 25.3 centymetra długości (+2.5 centymetra po rozsunięciu funkcji zoom). Ma też ciekawy kształt, co możecie zobaczyć na zdjęciach. Wersja, którą wybrałem wyposażona jest w dwa ogniwa 26650A, które schowane są w jej środku. Wnętrze zabezpiecza duża nakrętka z dodatkowymi oczkami na dodatkowe mocowania. Jedno otrzymujemy od razu w zestawie. Zestaw latarka + ogniwa kosztował mnie 188 zł.
Uchwyt jest duży i ponacinany, co ułatwia trzymanie latarki w dłoni. W korpusie znajduje się zatyczka osłaniająca wejście ładowania (USB typ C). Po przeciwnej stronie mamy też włącznik. Klasycznie zastosowano tutaj opcję 100% mocy po włączeniu, 50% po jednym kliknięciu i tryb stroboskopowy. Jest to różnica względem tego, co pisze producent, bo ten wspomina o dodatkowym trybie low light. Włącznik jest dodatkowo przykręcony czterema śrubami, co wygląda ciekawie, ale w praktyce i po ciemku bywa mylące. Na ślepo ciężko wyczuć palcem włącznik, bo natrafiamy po prostu na śrubkę. W ten sposób zdarzało mi się omylnie naciskać osłonę gniazda zasilania. Włącznik mógłby trochę bardziej wystawać.
Góra tej latarki to wielka szklana soczewka schowana w nacinane aluminium dla lepszego pasywnego chłodzenia. Znajdują się tutaj takie 4 wgłębienia, które ułatwiają rozsuwanie tego elementu – po prostu naturalnie chwytamy te miejsca palcami by użyć funkcji zoom (i rozsunąć ten masywny element). Osłonę soczewki możemy oczywiście odkręcić.
Serce latarki XHP360 stanowi 36-rdzeniowy LED, który jest dość jasny. W trybie teleskopowego zoomu oczywiście zobaczymy poszczególne rdzenie. Producent twierdzi, że latarka jest w stanie oświetlić przestrzeń nawet do 800 metrów przed nami, ale poniosło tutaj dość mocno chińczyka. Latarkę testowałem na Roztoczu w kompletnej ciemności przy lesie i faktycznie – świeci dość daleko, ale soczewka nie ma aż takiego skupienia by te 800 metrów było dla nas widoczne. Trzeba dodać, że latarka może być zasilana dwoma bateriami typu 18650A lub 26650A.
Ogniwa 18650A są popularną, starszą konstrukcją z dość dobrą pojemnością. 26650A są nowsze, droższe i mogą mieć nawet dwa razy większą pojemność niż 18650A. Jeżeli macie dostęp do pewnych ogniw 18650A to możecie je śmiało wybrać do tej latarki, bo na rynku jest pełno wątpliwej jakości podróbek. Ja wybrałem 26650A bo miałem możliwość zakupu latarki z akumulatorkami. Ładujemy je bezpośrednio w ładowarce za pomocą USB-C i trybu szybkiego ładowania. Przy włączniku znajdują się 4 niewielkie diody informujące o aktualnym stanie naładowania akumulatorów.
Latarka posiada również funkcję ochrony przed przegrzaniem oraz opcję szybkiego ładowania (pełna bateria w 4 godziny). Poziom wodoodporności IPX6 zapewnia ochronę przed deszczem i wilgocią, co sprawia, że latarka może być używana w trudnych warunkach pogodowych. Jednakże, latarka nie jest przeznaczona do nurkowania.
W trakcie używania latarki czuć, ze zaczyna się grzać. Z kolei zabezpieczenia sprawiają, że by utrzymać optymalną temperaturę – spada jej jasność. Widać w pewnym momencie jak lekko przygasa schodząc z jasności i można to zauważyć najbardziej wyłączając i ponownie szybko włączając latarkę. Domyślnie uruchamia się w trybie 100% więc szybko zabezpieczenie obniży jej jasność. Wtedy też zmniejsza się zużycie baterii i latarka przez to dłużej świeci. Przy tych ogniwach producent obiecuje średni czas działania między 4 a 8 godzin, ale raczej spodziewajcie się tej dolnej granicy tego przedziału.