DeFunc to szwedzka marka, która właśnie weszła na polski rynek. Ostatnio mam okazję testować w praktyce model DeFunc+. Czy warto go kupić? Zapraszam na test.
DeFunc to marka, która powstała w 2015 roku w Szwecji. Początkowo DeFunc skupiał się na segmencie słuchawek dousznych, ale jesienią 2017 roku firma zaprezentowała kolekcję audio, oferującą głośniki, słuchawki douszne i nauszne – zarówno przewodowe, jak i bezprzewodowe. Wraz z coraz większą popularnością, firma rozrosła się już do 25 krajów na całym świecie. Teraz rusza także w Polsce.
Występują w dwóch kolorach – czarnym i złotym, przy czym czarny kolor tyczy się osłon. Opakowanie jest eleganckie i dość minimalistyczne, podobnie jak sam design słuchawek. Nie są lekkie ale sprawiają wrażenie solidnych, wytrzymałych i opornych na zginanie. Dużym plusem są obrotowe słuchawki, co ułatwia ich transport i składanie.
Na prawej słuchawce znajduje się wejście USB służące do ładowania oraz trzy przyciski funkcyjne. Tradycyjnie służą do włączania/wyłączania oraz sterowania głośnością, połączeniami i odtwarzanymi utworami. Po lewej stronie mamy wejście na mały jack. W zestawie znajdziemy przewód, którym możemy połączyć słuchawki z urządzeniami nie wspierającymi BT. To dobre rozwiązanie, bo np. w komputerze stacjonarnym nie mam modułu BT.
DeFunc+ pierwsze wrażenia
Słuchawki są bezprzewodowe, więc mają wbudowany akumulator. Ma on pojemność 300 mAh. Ładowanie trwa niespełna 2 godziny, co zapewnia około 15 godzin odtwarzania muzyki na średnim poziomie głośności. Pasmo przenoszenia jest dość szerokie. Dół w słuchawkach gra już od najniższych częstotliwości dzięki czemu dobrze słychać bas, średnie i wysokie tony. Warto wspomnieć również o wbudowanym mikrofonie oraz specjalnej konstrukcji słuchawek, które dodatkowo wyciszają otoczenie. Jak to wszystko ma się w praktyce?
Słuchawki sprawiają na początku wrażenie nieco sztywnych. Zawieszone na szyi delikatnie się zakleszczają, co może sprawiać dziwne wrażenie dla osób nie chodzących na co dzień w większych słuchawkach. Z kolei, samo parowanie nie sprawiło mi żadnego problemu i DeFunc+ chętnie połączyły się z moim smartfonem za pomocą BT. Słuchawki przetestowałem w trakcie biegania, długich spacerów, wietrznej i deszczowej pogodzie oraz w domu.
Muszę przyznać, że są świetnie wyciszone. Po założeniu ich na uszy czujemy się odcięci od otoczenia. Delikatnie słyszmy, co dzieje się dookoła nas, ale są to dźwięki dość stłumione. Nie musimy bardzo głośno słuchać muzyki bo już na niższych poziomach dźwięku jest słyszalna znakomicie. Osłona słuchawek jest miękka i dość dobrze otacza małżowinę. Jedynie przy silnym wietrze, którego ostatnio nie brakuje na dworze, słychać delikatny świst wpadającego powietrza. W trakcie biegania możemy poczuć dodatkowe gramy na głowie, ale też mogą się lekko spocić uszy od szczelnej konstrukcji. Jak całość wypada w domu? DeFunc+ pozwalają nam odciąć się od otoczenia i zrelaksować słuchając ulubionej muzyki.
Co mi się nie spodobało w DeFunc+
Słuchawki świetnie grają, BT łączy się szybko i ma zasięg 10 metrów. Niestety nie obyło się bez paru minusów. Przede wszystkim muszę wspomnieć o wbudowanym mikrofonie. Dałem wiele razy szansę tym słuchawkom i mikrofon nie spełnił moich wysokich oczekiwań. W trakcie testów, zadzwoniłem do swoich znajomych będąc w domu i podczas spaceru. Każdy z nich zgodnie przyznał, że słychać mnie po prostu bardzo słabo. Co znaczy słabo? „Jak w studni, cicho, coś buczy”. Nie miało przy tym znaczenia czy byłem na dworze, w domu, kilka centymetrów od telefonu czy dwa pokoje dalej. Moi rozmówcy nie czuli się komfortowo. Równolegle do testów miałem nieduże słuchawki sportowe, w których słychać było mnie świetnie i bez problemu.