Historia Google Doodle. Skąd się wzięły? Z okazji różnych ważnych rocznic i świąt, największa wyszukiwarka internetowa na świecie zmienia swoje główne logo na jeden cały dzień. Pierwszy raz stało się tak blisko szesnaście lat temu, a od niedawna każdy użytkownik może zaproponować swoją pracę na Google Doodle. Jak to wszystko się zaczęło?
Wyszukiwarka Google, która jest najpopularniejszą i najczęściej używaną wyszukiwarką na świecie podbiła serca internautów dwiema rzeczami – szybkością działania i dokładnością. Strona z okienkiem do wpisywania poszukiwanych haseł od zawsze jest minimalistyczna. Poza dużym logiem firmowym giganta z Mountain View w Stanach Zjednoczonych nie znajdziemy tutaj przytłaczających informacji, reklam, licznych grafik i tym podobnych rzeczy. Przeważnie firmy nie zmieniają swojego logo, dla Google natomiast jest to częścią wizerunku marki. Nabrało to takiego znaczenia, że w ciągu ostatnich szesnastu lat powstało ponad dwa tysiące Doodle zastępujących logo.
Co to jest Google Doodle?
Początkowo Doodle były wyłącznie obrazkami, które zmieniały firmowe logo w niezbyt inwazyjny sposób. Zazwyczaj dodawano do niego niewielki rysunek, lub wplatano nowy w jedną z liter nazwy firmy. Kiedy stworzono pierwszego Doodla nikt nie przypuszczał, że staną się one tak popularne i uznane za integralną część wyszukiwarki. Obecnie wielu użytkowników z zainteresowaniem czeka na każdego nowego Doodla, a niektórzy nawet je kolekcjonują. Na początku rysunki ilustrowały święta, a obecnie przedstawiają szeroki wachlarz wydarzeń i rocznic, od igrzysk olimpijskich do lądowania pierwszej sondy na Marsie. Pojawiają się nie tylko z ważnymi ogólnoświatowymi rocznicami czy wydarzeniami. Są też grafiki, które możemy zobaczyć tylko w Polsce jak np. z okazji Dnia Niepodległości, 77. urodzin Agnieszki Osieckiej, dnia dziecka, 100. urodzin Czesława Miłosza, czy rocznicy urodzin m.in. Władysława Reymonta, Fredry i Szymborskiej.
Skąd wziął się pomysł na Doodle?
W 1998 r. założyciele Google, Larry i Sergey wybrali się na festiwal Burning Man na pustyni Nevada. W drugim „o” logo umieścili znak graficzny festiwalu. Była to nic innego jak żartobliwa informacja dla znajomych o znaczeniu „jestem poza biurem”. Google było jeszcze wtedy tak młodym projektem, że na końcu swojej nazwy miało wykrzyknik. W przypadku awarii pod nieobecność założycieli nie byłoby komu zająć się stroną. Dopiero kilka tygodni po tym wydarzeniu Google oficjalnie zaistniał na rynku jako nowa firma, zbudowana od zera w akademiku prestiżowej uczelni Stanford w Stanach Zjednoczonych.
Pierwszy obrazek był stosunkowo prosty, ale idea zdobienia logo firmy z okazji spektakularnych wydarzeń spodobała się nielicznym wtedy internautom. – Na szczęście stało się to jeszcze zanim Google stał się dużą korporacją. Nie wiadomo czy teraz ktoś zgodziłby się na coś podobnego. Ta delikatna zmiana była początkiem niejako kodu genetycznego całej firmy. Pokazała innym, że po drugiej stronie tej tajemniczej strony też są ludzie – tacy z pasją i dużym poczuciem humoru. My po prostu chcemy dalej kontynuować tę tradycję – wyjaśniał zebranym na konferencji naukowej w Kalifornii Ryan Germick, kierownik zespołu Google Doodle.
Kilka kolejnych obrazków wykonały zewnętrzne firmy. W pewnym momencie twórcy Google zwrócili się o pomoc do kolegi – studenta wydziału artystycznego, który przyszedł do nich na staż. Opowiedzieli Dennisowi Hwangowi o swoim pomyśle i rzucili mu wyzwanie. Od tamtej pory jego hobby stało się również jego pracą. W 2000 roku, Larry i Sergey mianowali Hwanga naczelnym twórcą Doodli. Wszystkie jego prace wykonywane były odręcznie, ale na komputerze. – Mam wiele ciekawych sztuczek, które sprawiają, że prace wyglądają, jakby zostały narysowane ołówkiem na papierze – podkreśla Hwang. Aktualnie rysuje bezpośrednio na tablecie i każda praca zajmuje mu średnio 4 godziny. Rocznie jego ręką powstaje około 50 Doodli. Obecnie jest szefem działu twórców stron internetowych w Google.
Ewolucja obrazka Doodle w animację
Cała ekipa projektantów i rysowników odpowiedzialnych za ten projekt coraz bardziej urozmaica swoje prace. Samych twórców jest też coraz więcej. Jak sami mówią o sobie – co jakiś czas drużyna powiększa się o kolejne „dziecinne i dziwne osoby”, ale takie mają najwięcej ciekawych pomysłów i nietypowe spojrzenie na różne zagadnienia. Możemy zobaczyć przeróżne rozbudowane animacje, oglądać filmy, a nawet grać w gry. Wszystko jest tematycznie powiązane z aktualnie obchodzonym świętem. Obecnie za ich tworzenie odpowiedzialny jest zespół dedykowanych projektantów. Do tej pory stworzyli już blisko ponad dwa tysiące Doodli. Jak tłumaczył Ryan Germick, wszystko zaczęło się od prostego rysunku, ale twórcy zaczęli zadawać sobie z czasem pytania w stylu: Skoro był obrazek, to dlaczego nie użyć zdjęcia? Jeżeli było zdjęcie, to dlaczego nie wprowadzić animacji. Tak animacja przerodziła się w końcu również w interaktywną grę. – Pomysły przychodzą wraz z rozwojem technologii. Taki nas otacza świat – mówił kierownik zespołu Doodle.
Muzeum Historii Komputerów, które zostało założone w 1996 roku w Kalifornii, od kilku lat regularnie gości różnych specjalistów z branży informatycznej i nowych technologii. Na jednym z takich spotkań obecna była ekipa projektantów Doodli. Była to jedna z niewielu okazji, aby dowiedzieć się, jak ten projekt wygląda od środka. Wśród zaproszonych gości był również Polak – Marcin Wichary. Marcin przeprowadził się do San Francisco w 2005 roku, gdzie jako specjalista od kodowania i animacji zaczął pracę dla Google. Z gigantem spędził siedem lat i odpowiadał za to, aby internauta był zadowolony z tego, co widzi. Dzięki niemu też rysunki stały się interaktywne i umożliwiały internautom chociażby grę.
– Strona główna Google kojarzy się wszystkim z minimalizmem. Przed nami było trudne zadanie – musieliśmy tak przygotować Doodle, aby pomimo swoich różnych funkcji nie odwracały uwagi internautów od tego, po co wchodzą na stronę. Chcieli przede wszystkim wyszukać informacje. Multimedia nie mogły odwracać zbytnio uwagi, ale też nie mogły znacząco zwolnić działania strony – powiedział Marcin Wichary. To właśnie na Marcina barkach spoczęło zrobienie jednego z bardziej znanych Doodli – rekonstrukcji gry Pack-man. – Mój ojciec zajmował się naprawą maszyn do gier. Mogłem w nie grać za darmo i przyglądać się jak działają od środka. To mi znacznie ułatwiło pracę. Nie mogliśmy tak po prostu przenieść gry w całości bo byłoby to oszustwem. Musieliśmy zbudować tytuł od nowa wykorzystując wszystkie najlepsze rzeczy z technologii tamtych lat – dodał.
Zespół Google Doodle
– Doodle powstało jako tzw. projekt 20 procentowy. Oznaczało to, że każdy z pracowników poza regularnymi obowiązkami mógł poświęcić jedną piątą swojego czasu na co chce, w tym na pomoc w Doodle. Okazało się, że szybko stworzyła się cała armia takich osób, które chciałby coś przy tym zrobić. Obecnie przy projekcie pracują ludzie na pełnym etacie – dodał Kris Hrom, inżynier odpowiedzialny za Doodle. Po co są? – Po to, aby za każdym razem gdy ktoś na nie spojrzy, pojawił się na jego twarzy uśmiech – wtrącił.
Jednak nie wszystkie Doodle to grafika. Przekonała się o tym Jennifer Hom, artystka projektująca i szkicująca Doodle. Z okazji Dnia Ziemi w 2012 roku musiała zrobić Doodla z… żywych kwiatów (na zdjęciu powyżej). Na tarasie biurowca Google rozłożyła kilkanaście dużych doniczek wypełnionych kwiatami. Zostały ułożone tak, aby po zakwitnięciu uformowały napis Google. Tuż nad nimi zamontowano aparat, który przez dwa tygodnie co kilka minut robił jedno zdjęcie. Po połączeniu ich w całość powstał film, na którym widać jak budzi się do życia przyroda. – W naszym klimacie musiałam podlewać te kwiaty dwa razy dziennie. Nie mieliśmy żadnego węża ogrodowego i biegałam do biurowej kuchni z niedużą konewką. Gdy w końcu kwiaty przekwitły – popłakałam się. Tak przywiązałam się do tego projektu – przyznała Jennifer Hom.
Zrób swojego Doodle
Każda osoba na całym świecie może zaproponować swojego Doodle.
– Pomysły czerpiemy z różnych źródeł, w tym od pracowników Google oraz naszych użytkowników. Zespół spotyka się na cotygodniowe dyskusje, a cztery razy w roku przeprowadza oficjalny przegląd wszystkich pomysłów i przygotowuje terminarz zawierający około 90 Doodli – mówi Piotr Zalewski z Google Polska.
Po jego ustaleniu Doodlerzy wybierają projekty, nad którymi chcą pracować. Jeżeli dany materiał ma pojawić się w konkretnym kraju np. Polsce, taka osoba pracuje w parze z pracownikiem Google z tego kraju. – Lokalny pracownik Google doradza w kwestiach kulturowych, a Doodler zajmuje się projektem. Zanim pokażemy danego Doodla na stronie głównej, kilkakrotnie go oceniamy. Opinie członków zespołu oraz lokalnego Googlera pozwalają dopracować projekt. Po zakończeniu przygotowujemy go do publikacji, dodajemy tłumaczenie, a potem umieszczamy na wybranej stronie głównej Google – dodaje Piotr Zalewski.
Jakub Markiewicz
fot. Brian Kaas, Google HQ (za zezwoleniem Google Polska)