Microsoft zaprezentował nową generacje konsoli – Xbox 720 One. Konsola ma mieć jeszcze więcej wszystkiego i być jeszcze lepsza. Jednak jest kilka haczyków, które wywołały burzę wśród wiernych graczy „x-klocka”.
Najpierw kilka faktów o Xbox 720 One.
Nowa k0nsola straci opływowe kształty i zrobi się kanciasta. Pod maskę trafi ośmiordzeniowy procesor, który będzie wspierany przez 8 gb ramu. Do tego Microsoft dołoży jeszcze napęd Blu-ray oraz wbudowany dysk o pojemności 500 gb. Całość ma być cichsza od poprzedników i mimo znacznie lepszych parametrów – ma zadowolić się jeszcze mniejszą ilością prądu. Koniec z porównaniem konsoli do lodówki.
Same pady również przeszły lifting. Będą nieco większe, a to za sprawą wsadzenia do nich dodatkowych wibracji. Kinect, który miał być hitem (sam kupiłem dla niego Xbox 360) również zostanie ulepszony. Zamiast dwóch osób, zobaczy teraz nawet sześć jednocześnie. Przestaniemy być dla niego patyczakami, u których ruszają się tylko stawy. Od tej pory będzie rozpoznawał najmniejszy ruch – od kiwnięcia palcem, przez mrugnięcie okiem. W Polsce ma zacząć działać komunikacja głosowa.
O co więc burza?
W specyfikacji Xbox 720 One producent podał dysk 500 gb. Pojawiła się też informacja, że każdą grę będzie trzeba zainstalować, a nie jak do tej pory – uruchomić z płyty. Może się wydawać, że wpłynie to na wydajność gier, jednak jest tu pewien haczyk. Pojawiła się informacja, że instalacja gry na innym urządzeniu ma być już dodatkowo płatna. To z kolei mocno odczuje bardzo popularny rynek gier z „second handu”. Dużo osób kupuje używane gry, bo te kosztują nawet ponad 20 procent wartości konsoli. Jeżeli pojawi się za to dodatkowa opłata, to duża część graczy może zrezygnować całkowicie z Xbox 720 One.
Nie będzie też wstecznej kompatybilności. Oznacza to, że nie uruchomimy żadnej nowej gry na starszej skrzynce i odwrotnie. Wszystkie nasze stare gry staną się bezużyteczne.
Na razie Microsoft nie chce odnieść się do sprawy płatności za drugą instalację tłumacząc, że firma rozważa kilka scenariuszy. Więcej o tej sprawie można przeczytać w serwisie „niezgrani„.
Microsoft – nie idź tą drogą!