W dzisiejszym wpisie testuje nawilżacz powietrza polskiego producenta, firmy Transa Electronics. Jak sprawuje się w praktyce i czy warto go kupić? Nawilżacz kupiłem za własne pieniądze. Kosztował 199 zł.
Pierwsze wrażenia
Nawilżacz powietrza występuje w dwóch kolorach – czarnym oraz białym. Ma matowe wykończenie, więc pasuje do większości pomieszczeń i wygląda po prostu dobrze. Urządzenie składa się z trzech elementów – podstawy z ekranem dotykowym, zbiornika głównego, oraz pokrywy z dyszami kierunkowymi. Wodę można uzupełnić na dwa sposoby. Można zdjąć pokrywę, co stanowi szybsze rozwiązanie, lub ostrożnie wlewając ją na górną pokrywkę. Należy być przy tym ostrożnym, by nie rozlać wody poza urządzenie, a także aby nie dodać jej do środka dyszy, z której wydobywa się mgiełka.
Zbiornik ma pojemność 4,8 litra, co jest akurat bardzo dobrym rozwiązaniem, bo to dość dużo i dzięki temu nie trzeba co chwilę dolewać wody. Ma też uchwyt ułatwiający wyjmowanie i jego przenoszenie. Jedna z krawędzi ma także przeźroczysty wskaźnik poziomu wody, który jest też bardzo delikatnie podświetlany.
Siła mgiełki
Producent zachwala, że ten nawilżacz poradzi sobie bez problemu w zapewnieniu odpowiedniej wilgotności powietrza w pomieszczenia do 25 metrów kwadratowych. Intensywność mgiełki możemy regulować za pomocą obrotowej dyszy – w ten sposób ustawimy jej kierunek w zakresie 360 stopni. Z kolei, bo zamknięciu jeden z dwóch dysz – strumień dodatkowo się wzmocni.
Na spodzie urządzenia znalazło się miejsce na dość duży wyświetlacz cyfrowy podświetlany w kolorze białym. Mamy tutaj 6 przycisków w formie ikon. Za ich pomocą możemy wybrać intensywność mgiełki w trzech poziomach, ustawić automatyczne wyłączenie po upływie od 2 do 24 godzin. W tym przypadku regulacja następuje co dwie godziny. Mamy także funkcję sleep, która wyłącza całe podświetlenie by nie przeszkadzało nam w nocy. Jest także lampka LED do bardzo delikatnego podświetlenia wskaźniku poziomu wody, a także higrostat pokazujący nam aktualną procentową wilgotność powietrza. Jest także możliwość ustawienia maksymalnej wilgotności powietrza w zakresie od 55 do 90 procent (przedział co 5 procent).
Warto też wspomnieć o antypoślizgowych gumowych nóżkach, o czujniku poziomu wody, który wyłącza nawilżacz jeżeli jej poziom spadnie zbyt nisko i specjalnej wysuwanej szufladce skrywającej gąbkę do aromaterapii.
Nawilżacz w praktyce
Podoba mi się wygląd tego urządzenia. Pasuje do różnego wystroju pomieszczeń. Przygotowanie urządzenia do pracy jest bardzo łatwe i ogranicza się do założenia filtru i dolania wody. Początkowo miałem problem, bo mgiełka nie chciała w ogóle lecieć – nawet w trybie pełnego, maksymalnego nawilżania. Dopiero po kilkudziesięciu minutach z dyszy zaczęła wydobywać się bardzo delikatna mgiełka. W pewnym momencie – po upływie kilku godzin nawilżacz zaskoczył i rozkręcił się tak, że buchnął z niego wielki strumień pary wodnej. Jak możecie zobaczyć na filmie – naprawdę nieźle to wygląda! To, co mi się spodobało to stosunkowo niska głośność nawilżacza. Będziecie go słyszeli w małej sypialni, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało – nie jest zbyt głośny, a ten dźwięk nie jest irytujący.
Co mi się nie podoba
Przyczepiłbym się do dwóch rzeczy. Higrometr znajduje się w złym miejscu i pokazuje bardzo zawyżone wyniki. Testowałem ten nawilżacz w sąsiedztwie kilku normalnych higrometrów i sprzęt Transa Electronics zawsze zawyżał pomiar nawet o 20%. Warto o tym pamiętać korzystając z ustawień nawilżacza na bazie wbudowanego higrometru. Druga rzecz, która mi się nie spodobała to podświetlenie. Na zdjęciach promocyjnych jest ono bardzo intensywne – wskaźnik poziomu wody i sama dysza mocno się świecą. Tymczasem – podświetlenie można zobaczyć głównie po ciemku, bo za dnia jest tak słabe, że go nie widać. Brakuje mi jeszcze możliwości sterowania np. za pomocą smartfona (np. przez aplikację Tuya), bo w zestawie nie ma też żadnego pilota.