Słonecznik prażony to moja ulubiona przekąska. Jest wprost uzależniająca. Na rynku można znaleźć jej kilka odmian.
Od prażonego słonecznika uzależniłem się już w latach swojej młodości. Będąc u babci natrafiłem na paczkę ciemnego słonecznika. A że czasem lubiłem sobie posiedzieć na słoneczku i poczytać coś, słonecznik stanowił świetną przekąskę. Ciemny słonecznik ma jednak sporą wadę – bardzo brudzi ręce, a przez to wszystko dookoła.
Kiedyś, będąc na zakupach w sklepie, natrafiłem na inną odmianę tego smakołyku – słonecznik prażony i maczany w solance. Miał smak prażonych nasion dyni, a w połączeniu z solą całość była wręcz wyśmienita. Raz w tygodniu kupowałem zapas blisko dziesięciu małych paczek słonecznika, bo w trakcie oglądania filmów czy seriali – na tacy szybko tworzyła się kupka łusek.
Później ze sklepu zniknął mój ulubiony smakołyk i nie mogłem go nigdzie znaleźć. Do czasu. W Biedronce natrafiłem na słonecznik prażony Akardo, który przypomniał mi mój ulubiony smak. Niestety znów zniknął ze sprzedaży i od blisko pół roku nie widziałem go w żadnej Biedronce. Może to i lepiej, bo paczka takich ziarek ma dużo tłuszczu i umówmy się – znacznie przyspiesza procesy zachodzące w żołądku 🙂
Polecam, ale uważajcie – czasem można trafić na przepieczone, a przez to gorzkie w smaku partie ziarenek.