Mianem Internetu drugiej generacji (Web 2.0) określa się wszystkie serwisy, których treść może być tworzona przez użytkowników strony. Do tej pory, aby mieć swoje miejsce w sieci, należało wykupić serwer, domenę, co kosztowało krocie i wymagało znajomości podstaw języka WWW (HTML, Java, PHP).
Gdy upowszechniał się Web 2.0, na stronach zaczęły pojawiać się księgi gości, dzięki którym odwiedzający stronę Internauci mogli porozmawiać z autorem strony. Gdy prowadziło się stronę np. swojej klasy w liceum, był to najczęściej czysty HTML. Brakowało możliwości interakcji – dodawania wpisów przez innych czy możliwości komentowania. Teraz ciężko sobie wyobrazić, aby nie dało się czegoś skomentować w sieci. Web 2.0 wychowało nas i przygotowało do komentowania wszystkiego, co widzimy.
O Web 2.0 zrobiło się głośno w 2004 roku, kiedy zaczęły powstawać serwisy, które oferowały swoim użytkownikom swoje własne miejsce w sieci. Mogliśmy założyć swój profil, dodać zdjęcie, rozmawiać i poznawać innych userów, tworzyć listę kontaktów, wysyłać prywatne wiadomości i podtrzymywać kontakt (np. fotka.pl)
Zbigniew Domaszewicz w artykule Web 2.0 to rewolucja w internecie? pisze, że „Web 2.0 to nie tylko zmiany w serwisach – zmieniają się też obyczaje internautów, którzy coraz chętniej próbują wychodzić poza role biernych konsumentów newsów. Szukają alternatywnych źródeł informacji lub sami starają się je dostarczać. Publikują, komentują i wchodzą w interakcje z innymi użytkownikami sieci. Podejmując decyzje, skłonni są raczej oprzeć się na zbiorowej opinii innych internautów niż zawodowych ekspertów.”
To teraz użytkownicy mieli stać się „mini-administratorami” i dostarczać treść do przygotowanej wcześniej przez twórców stronę. W skład treści nie tylko wchodzi tekst, zdjęcia, filmy, hiperłącza, ale także inni użytkownicy, którzy stworzą społeczności. Łukasz Bigo w tekście Web 2.0 – ewolucja, rewolucja czy… anarchia?! uważa, że: „”Przejście” na Web 2.0 nie polega na rewolucyjnym wprowadzaniu nowej technologii. „Web 2.0” jest nazwaniem trendu, którego właśnie w tej chwili jesteśmy świadkami. Proces ten jest w rzeczywistości renesansem, powrotem do klasycznych źródeł pierwotnej WWW oraz oczywiście Internetu. Chodzi o rozpropagowanie idei współodpowiedzialności za zawartość, o dzielenie się wiedzą. Wraz z Web 2.0 skończyła się era „posiadaczy”, teraz każdy ma swoją własną cząsteczkę, poletko, na którym pracuje. Celem samym w sobie nie jest już bycie lepszym niż inni, celem jest bycie lepszymi razem. Awaria jednego komputera nie niszczy w żaden sposób zasobów Web 2.0 – bardzo szybko bowiem można je odtworzyć na podstawie materiałów składowanych na innych maszynach ”
W Web 2.0 użytkownik decyduje, co chce widzieć na stronie, może wybierać szatę graficzną, subskrybować kanały RSS, publikować swoje materiały, a wszystko w maksymalnie uproszczonym interfejsie. Wzrasta też rola Internetowych pamiętnikarzy. Leszek Olszański, w książce Dziennikarstwo internetowe pisze: „O tym, jak duże możliwości dają proste internetowe mechanizmy publikowania artykułów, świat przekonał się dopiero po tragedii z 11 września 2001 roku. W pierwszych dniach po terrorystycznym ataku na centrum Nowego Jorku informacje publikowane przez niezależne od profesjonalnych mediów osoby bardzo pomogły opanować sytuację w ogarniętym paniką mieście.”
Skąd więc bierze się taka popularność materiałów zazwyczaj słabych jakościowo? (wykonanych przez zwykłych ludzi amatorskim sprzętem, bez doświadczenia i profesjonalnej wiedzy) Przede wszystkim dziennikarze, fotoreporterzy itd. nie mogą być wszędzie, a tym bardziej nie przewidzą, gdzie się coś ciekawego zaraz stanie. Dzięki postępowi technologicznemu, niemal każdy telefon komórkowy wyposażony jest w aparat cyfrowy i to takie zdjęcia często zalewają pierwsze strony gazet, a filmy nakręcone takim sprzętem publikowane są w wiadomościach. Leszek Olszański pisze: „Popularność, z którą równać się mogły wyłącznie profesjonalne strony informacyjne i stacje telewizyjne, zyskał blog Where is Raed? pisany przez młodego mieszkańca Bagdadu ukrywającego się pod pseudonimem „Salam Pax”. Żyjący w niedostępnej dla zachodnich dziennikarzy (władze irackie nie pozwalały korespondentom na opuszczanie hotelu w centrum miasta) ogarniętej wojną stolicy państwa. Salam barwnym językiem przedstawiał codzienność oblężonej metropolii, w tym strach ludzi przed amerykańskimi bombardowaniami.[…] Blog wnosił do świata mediów wiele nowych rzeczy. Autor dementował nieprawdziwie informacje podawane przez obie strony konfliktu, a przede wszystkim był „człowiekiem wewnątrz”, o czym najwięksi wydawcy mogli tylko pomarzyć”
Teraz, gdy niemal każda strona umożliwia nam założenie własnego konta, integrację z Facebookiem itp. warto dowiedzieć się, jak to wszystko się zaczynało. Idea była prosta – odpowiedzialny Internet tworzony przez zaangażowanych i niezależnych twórców. Czy po kilku latach możemy powiedzieć, że to, co widzimy jest odpowiedzialne i przemyślane? I tak i nie. O tym w kolejnym wpisie.