Po raz drugi zaufałem firmie Joma i kupiłem przez Internet piłkarskie buty Joma Lozano. Więcej już tego nie zrobię.
Kolejny dzień w pracy. Nagle przychodzi do mnie kolega z redakcji i pyta się czy chciałbym zagrać w Ogólnopolskim Turnieju Piłki Halowej Polskich Dziennikarzy. Wiedział, że bardzo lubię sport, nie mam postury emeryta i uwielbiam piłkę nożną. Koledzy z czasów szkoły spoważnieli i nie widzi im się biegać po trawie za piłką, więc ciągle nie mam z kim grać. Ucieszyłem się i z dużym entuzjazmem przystąpiłem do treningu. Miałem aż 4 dni, aby zwiększyć aktywność fizyczną na poziom wyższy od wchodzenia po schodach i przewracania się z boku na bok na łóżku. Było bieganie, był Xbox Kinect z planem treningowym, było też podnoszenie ciężarów.
Brak formy był jednym problemem. Drugim okazało się obuwie. Regulamin Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, na którego obiekcie mieliśmy grać w piłkę, wymagał aby buty miały płaską i jasną podeszwę. Do tej pory, na okazjonalne gry na orliku kupiłem buty Joma Turf. Grałem w tzw. lankach, ale szybko okazało się, że przez twardą nawierzchnię i nieodpowiednie obuwie pieką mnie łydki (najmniejsze mięśnie stabilizujące nogę) Nie dało się nawet kucnąć, bo nogi tak piekły, jakbym zasnął w lecie na słońcu. Zmiana butów na turfy pomogła. Problem się skończył.
Prawdziwym wyzwaniem był dobór odpowiedniego rozmiaru butów Joma. Producent kazał zmierzyć swoją stopę i w oparciu o wyniki wybrać rozmiar. Na co dzień wygodnie noszę buty w rozmiarze 42. Po odrysowaniu stopy na kartce i zmierzeniu wszystkiego wedle instrukcji producenta, wyszło mi, że powinienem kupić buty… 38.5. Nie posłuchałem się, kupiłem 41 i są na styk.
Buty halowe Joma Lozano kupiłem u tego samego sprzedawcy, zresztą oficjalnego w Polsce. Znów nie uwierzyłem w proponowane wymiary i znów zdałem się na rozmiar 41. Wybrałem droższy model i z przesyłką wyszło mnie z 159 zł.
Kurier przywiózł mi Joma Lozano dzień przed turniejem (graliśmy mecz otwarcia o 8 rano) o godzinie 19. Rozpakowałem buty, zacząłem je oglądać, a tu niespodzianka. Jeden z nich ma uszkodzoną podeszwę. Widać gołym okiem, jak kawałek syntetycznego materiału zagiął się, przesunął się, a środkowy amortyzator czy co to tam jest, wypada.
Pomyślałem sobie tak – kupiłem buty, wydałem kupę kasy. Za paręnaście godzin zaczynam turniej. Założę buty, to producent powie, że sam je zepsułem poprzez niewłaściwie używanie. Nie założę, to nie zagram w wymarzonym turnieju. Co zrobić? Napisałem maila z grzecznym pytaniem, dlaczego nikt nie sprawdza butów przed wysłaniem. Usterkę widać jak na dłoni. Dostałem niemiłą odpowiedź, że „przy takiej ilości zamówień to nierealne”. Szkoda, że dbanie o zadowolenie klienta też jest nierealne. Zasugerowano mi, abym zagrał w butach ten jeden raz i je zareklamował.
Minął tydzień i wciąż mam mieszane uczucia. Zapewne przypadkiem skręciłem nogę, na którą był założony uszkodzony but, ale to nie to wstrzymuje mnie przed pójściem na pocztę. Mam zapakować wszystko na swój koszt i wysłać. Buty nie były tanie i znów mam wydać 15-20 zł na coś, co powinno od razu przyjść w porządku? To nie fair. Jak znowu przyjdą uszkodzone buty, to co? „W końcu sprzedawca nie ma czasu zobaczyć co sprzedaje”.
Firma Joma – obrażam się na Was. Foch
Pierwsze foto – tytułowe, materiały producenta.
no ale dobre te buty, czy nie dobre?
Buty są dobre – wygodne i pewnie się w nich biega. Hala musi być bardzo czysta, bo inaczej są lekko śliskie. Jednak jak trafisz na wadliwy egzemplarz to reklamacja będzie graniczyła z cudem.