Wspólnie z bratem postanowiliśmy zrobić prezent mamie i pod jej nieobecność wyremontować jej mieszkanie. Chciała to zrobić już od jakiegoś czasu, ale zawsze ciężko było się zdecydować na trwający tygodniami remont i pilnowanie robotników. Współpraca z bratem miała zaoszczędzić pieniądze i znacznie przyspieszyć cały proces.
Remont miał początkowo objąć jedno pomieszczenie – salon. W miejsce starego, prawie 20-letniego karniszu miał wejść nowy, o współczesnym designie. Ekipa budująca osiedle nie postarała się w 1993 roku i wszystkim mieszkańcom lubią pękać ściany. Chcieliśmy dobrać się i do tego, zrywając luźne elementy i odpowiednio zabezpieczając. W końcu wymieniliśmy kontakty i włączniki oraz pomalowaliśmy ściany. Najpierw mycie ścian, gładź, gruntowanie, a następnie malowanie.
W hurtowni kupiliśmy farbę i wynegocjowaliśmy całkiem niezły rabat (średnio – 15 proc. ceny dużych marketów). Wybór padł na białą śnieżkę i śnieżkę w kolorze stalowych magnolii. Ten drugi kolor pokrył tylko jedną ścianę. Z dodatków typu taśma malarska, wałki, folia etc. zrezygnowaliśmy, bo akurat w tym przypadku hurtownia miała astronomiczną marżę (taśma malarska firmy noname, standardowa szerokość, 30 m długości – cena 16 zł, w markecie to samo za 5 zł)
Pierwotnym kolorem było coś pomiędzy wschodzącym słońcem a kolorem bananów. Trzeba było dwukrotnie a nawet trzykrotnie malować ściany na biało. Jednak to nic. To, co zobaczyliśmy w kuchni nas przeraziło.
Mieszkanie od początku miało boazerię w kuchni (na dwóch widocznych ścianach) oraz w przedpokoju. W przedpokoju drewno zniknęło parę lat temu. Postanowiliśmy z bratem usunąć boazerię również z kuchni.
Boazerię pomagali założyć pracownicy administracji osiedla. Po jej zdjęciu okazało się, że zostało to zrobione siłowo, na przysłowiowego „chama”. Cała ściana zakrywająca przewód kominowy była stertą gruzu, który poleciał po zdjęciu drewna.
Musieliśmy pojechał sklepu i kupić płytę do odbudowania ściany. Wybór padł na Leroy Merlin, ale na stoisku z budowlanką trafiliśmy na totalnego chama. Był bezczelny i robił łaskę, że cokolwiek powie. Na moje pytanie, gdzie znajdę większe płyty niż te, przed którymi stoję, usłyszałem, abym sobie poszukał. Nie miałem wyboru i tak zrobiłem.
Płyty pomógł założyć nam kolega, który po prostu się na tym dobrze zna. Fachowa ręka zrobiła to znacznie szybciej i znacznie lepiej niż my kiedykolwiek byśmy to zrobili sami. Wyszło świetnie.
Zostało jeszcze dokupić kilka haczyków i kołków bo nie ma do czego przyczepić jednej szafki i kilku półek, założyć karnisz i wymienić w przedpokoju kinkiet, który już zdążyłem kupić. Oczywiście też gruntowne sprzątanie, bo gładź trafiła nie tylko do nosa i oczu.