Do sklepów trafił właśnie najnowszy trymer od firmy Panasonic. Model ER-GB96 ma cztery dedykowane nasadki i ma ułatwić dbanie o brodę. Jak sprawuje się w praktyce?
Nie lubię golić się do zera na szyi. Nie dlatego, że nieustannie zapuszczam brodę. Po prostu jestem alergikiem i moja skóra nie potrzebuje wielu powodów by być podrażniona – swędzieć, piec i robić się cała w krostkach. Wiele lat temu zrezygnowałem z golenia twarzy pod brodą i korzystam z różnych trymerów. Korzystając ze wsparcia mojej żony – zawodowej fryzjerki, przetestowałem najnowszą propozycję od Panasonica.
W zestawie z urządzeniem znajdziemy 4 różne nasadki, których zadaniem jest ułatwienie stylizacji i strzyżenia różnego rodzaju zarostu na twarzy. Do tego producent dodał również miotełkę do czyszczenia trymera, ładowarkę, olej do smarowania oraz podróżne etui. Etui to kawałek materiału z zamkiem i wygląda jak zabrane z urządzenia o wartości poniżej 100 zł, a nie blisko 400 zł.
Golarka pewnie leży w dłoni i jest w całości wykonana z tworzywa. Ciekawym rozwiązaniem jest pokrętło służące do regulacji wysokości cięcia maszynki. Wyróżnia się srebrnym kolorem na tle czarnego urządzenia i obraca się dookoła całego trymera. Leży akurat pod palcami więc jest to dość dobrze przemyślane i ułatwia golenie. Na pokrętle znajdują się także oznaczenia dla różnych nasadek w milimetrach. Możemy precyzyjnie ustawić długość cięcia co pół milimetra.
Jak Panasonic ER-GB96 radzi sobie w praktyce?
Do tej pory używałem już trymerów różnych producentów. Przy miękkim zaroście, golarki miały problem z włosami delikatnie kręcącymi się na szyi. Należało jeździć urządzeniem w różne strony dość mocno przyciskając go przy tym do skóry. To powodowało podrażnienia. Panasonic ma silnik stałoprądowy o wysokim momencie obrotowym i ostrza dość szeroko rozstawione. Pozwala to na płynne cięcie twardych i gęstych bród więc sprawdza się różnie przy miękkim i lekko kręconym zaroście. Co najważniejsze, przycinając brodę tym trymerem, ostrza wchodziły we włosy jak kosiarka, dodatkowo strzelając nimi dookoła. Korzystając np. z jednego z modeli Remingtona – urządzenie lubiło szarpać włosy, a nawet zatrzymywać się w trakcie pracy.
Co mi się nie spodobało? Wspomniane wcześniej podróżne etui. Wygląda jak kawałek szmatki, która przez przypadek trafiła do opakowania z trymerem. Przydatny byłby także wskaźnik poziomu naładowania baterii, bo mało kto po każdym użyciu będzie ładował trymer lub golarkę. Bateria wyczerpie się z pewnością w momencie, gdy będziecie chcieli się ogolić.