W dzisiejszej recenzji skupiam się na rowerze elektrycznym Vakole Y20 pro i tym, czy warto go kupić. To rower na 20-calowych grubych oponach, który możemy złożyć by zabrać go ze sobą w podróż np. do samochodu, czy przechować na zakończenie sezonu.
Ten rower ma kilka ciekawych rozwiązań, siedzi się na nim jak na miękkiej chmurce, ma niezłego kopa. Parę rzeczy jednak nie do końca mi się spodobało. Zapraszam do obejrzenia filmu. Na wstępie dodam, że rower do recenzji otrzymałem prosto ze sklepu BuyBestGear, który sprzedaje ten i inne modele z magazynami w Polsce.
Jeżeli planujecie kupić ten rower i wykorzystacie mój link i kod zniżkowy – dostaniecie rabat, a ja otrzymam dodatkowo niedużą prowizję, która pozwoli rozwijać kanał. Dziękuję za wsparcie mojego bloga i kanałów! No to zaczynamy!
- Link do sklepu: https://tinyurl.com/VakoleY20 KOD na -3% zniżki: BBGJOTEM
Odbieram paczkę od kuriera i… pierwsze zdziwienie: pudełko jest dużo mniejsze, niż się spodziewałem. Wielkie fatbaiki przyzwyczaiły mnie już do tego, że każdorazowo musiałem poprosić kuriera o pomoc we wniesieniu kartonu z rowerem.
Tutaj karton o połowę mniejszy, w oczy rzuca się wielki napis Vakole. Chwytam karton od spodu, próbuję lekko podnieść. Czuć masę, ale nie jest to ceglany ładunek, przy którym trzeba natychmiast wezwać sąsiada z parteru.
Montaż roweru
Gdy rozcinam taśmy, od razu widzę pierwszą różnicę w porównaniu z większością e‑bike’ów, które przechodziły przez mój salon. Zazwyczaj producent dołącza przynajmniej jedną, skromną broszurkę z rysunkami 3D i krótkimi strzałkami: krok pierwszy – zacznij od kierownicy, „krok drugi – załóż koło”. Tutaj brak jakiejkolwiek instrukcji.
O ile większość elektryków jest wstępnie złożona i czynności serwisowe użytkownika ograniczają się do prostych rzeczy, tak tutaj natrafiłem na kilka rozwiązań, nad którymi musiałem nieco się zastanowić. Na stronie producenta znalazłem instrukcję obsługi, ale do poprzedniej generacji tego roweru. A tamta generacja przyjeżdżała w pełni złożona, tylko zgięta w pół. Zadaniem użytkownika było więc jedynie wyjąć rower, rozłożyć go, zamontować pedały i właściwie tyle.
A tutaj należało nie tylko założyć składaną kolumnę kierownicy, samą kierownicę, ale także założyć tarczę hamulcową na felgę, założyć ośkę pamiętając o odpowiednim ułożeniu podkładek i dystansów. Następnie dokręcić odblaski, założyć siodełko, przykręcić pedały, a także przedni koszyk. Jeżeli chcemy poszaleć, w zestawie z rowerem jest także specjalna manetka służąca do jazdy w trybie wyłącznie elektrycznym.
Jednak przepisy Unii Europejskie nie pozwalają by rowery elektryczne były wyposażone w tego typu rozwiązania, więc montaż przeprowadziłem na własną odpowiedzialność. W zestawie z rowerem standardowo otrzymuje się także zestaw kluczy, pompkę, multi-toola, przedni koszyk, instrukcję wyświetlacza, a także uchwyt na telefon, który udało mi się zepsuć natychmiast po rozpakowaniu.
Zajmuje mi to w sumie ponad godzinę z przebitkami filmowymi, więc bez kamery, gdybyście chcieli powtórzyć cały proces w domu, w godzinę zamknęlibyście temat.
Jak przebiegał montaż? Nagrałem o tym osobny film. W skrócie – najłatwiej zacząć od kolumny kierownicy. Należy ją wyprostować, poluzować zacisk i nałożyć drugi element służący do regulacji wysokości. Następnie zakładamy kierownicę, która ma osobną klamrę.
Lekko dokręcamy klamrę by wyrównać odpowiednio kierownicę. Gdy regulacja jest odpowiednia, dopiero wtedy dokręcamy mocniej śruby. Plusem jest to, że wszystkie przewody oraz dodatkowe elementy jak wyświetlacz, klakson i tak dalej. są już założone i podłączone. Następny krok to przednie koło. Dla wygody montażu najlepiej jest odwrócić rower do góry kołami. Okazało się jednak, że przednie koło nie ma założonej tarczy hamulcowej, która była osobno.
Chwilę musiałem pomęczyć się, bo śruby do przykręcenia tarczy znalazłem w worku od innego elementu. W końcu założyłem także tarczę hamulcową i przyszła pora na założenie ośki do koła. Tutaj miałem kolejną wątpliwość – poza podkładkami i zabezpieczeniami, ośka miała jeszcze dwie tulejki dystansowe o różnej długości. Bez instrukcji było to trochę zgadywanie, ale po przestudiowaniu konstrukcji wpadłem na to, jak prawidłowo je osadzić.
Następnie demontaż tymczasowej – transportowej ośki wkręconej w widelec, podmiana koła i wykonanie regulacji. Przedni zacisk hamulcowy nieco obcierał i nie byłem w stanie idealnie go wyregulować. Producent zalecił pojeździć trochę na rowerze by wszystkie elementy się ułożyły i dotarły i dopiero wtedy wykonać regulację. Okazało się, że faktycznie – po przejechaniu 50 kilometrów hamulec przestał obcierać.
Następnie parę drobiazgów – montaż odblasków, siodełko założyłem już wcześniej i montaż błotnika z przodu. Tutaj bardziej przydadzą się własne klucze, niż te w zestawie, bo lampka ledowa jest dość długa i ma dodatkowy odblask, który utrudnia dokręcenie krótkim kluczem dołączonym do roweru. Zawsze staram się składać rowery tym, co producent dorzuca do paczki, ale tutaj poszedłem nieco na łatwiznę.
Pierwsze wrażenia
Kiedy wszystko jest już poskładane, rower staje na kołach i dopiero wtedy dociera do mnie, że wcale nie wygląda jak zabawka dla dziecka. Mimo 20‑calowych felg ma bardzo fajną geometrię, która dodatkowo ułatwia wsiadanie. Szara, matowa rama i pomarańczowe akcenty naprawdę grają ze sobą i wygląda to po prostu ze smakiem.
Co mnie zaskoczyło? Jest to pierwszy rower, który ma dość ciekawą lampę z tyłu. Nie tylko światło pozycyjne i światło STOP, ale jeszcze pływające kierunkowskazy, jak w nowych limuzynach. W dzień niemal niewidoczne, nocą – bajer na sto procent. Nie podnosi bezpieczeństwa o dwie klasy, ale robi wrażenie na ścieżce.
Wsiadam pierwszy raz. I tu dzieje się magia – ogromny, napompowany niczym pufa fotel pod tyłkiem. Gdy tylko usiadłem, poczułem się jak na jakiejś chmurce, a mam swoje kilogramy. Moja żona, o kilkadziesiąt kilo lżejsza, powiedziała, że to jak dotąd najwygodniejszy rower, na jakim jeździła. Oboje zgodziliśmy się, że brak tylnego amortyzatora nie przeszkadza. Ta gąbka naprawdę pochłania wszelkie wstrząsy. Rower ma nisko prowadzoną ramę, więc wsiada się bez zadzierania nogi, co doceni każdy, kto nie lubi gimnastyki przy wsiadaniu na rower, czy przy każdym zatrzymywaniu na światłach.
Co ciekawe, rower można złożyć. W połowie ramy mamy specjalną klamrę, która zwalnia blokadę. Rama łamie się wtedy równo o 180 stopni – koło w koło. Kierownica ma własny zawias, więc również można ją złożyć. W pozycji rozłożonej ułatwia prowadzenie tak poskładanego roweru. Finalnie można go złożyć razem z kierownicą i schować gdzieś w kącie, lub zabrać do auta. Samo rozłożenie zajmuje nie więcej niż 15 sekund.
Czy będę to robił codziennie? Wątpię. Dodatkowe akcesoria jak torba, czy lusterka wymuszają dodatkową ostrożność przy składaniu, a i tak nagrywając dla Was sposób składania roweru zdążyłem porysować błotnik pedałami. Jeśli jednak pracujecie w biurowcu i macie windę średniego gabarytu – ten trick naprawdę ratuje życie. Ja pewnie złożę go dopiero po sezonie, żeby nie zabierał miejsca między innymi rzeczami w garażu.
Silnik, bateria i wspomaganie
Zanim uruchomiłem rower, naładowałem do pełna baterię. Vakole Y20 pro występuje w dwóch wersjach silnikowych – 250W, oraz 750W. Do wyboru jest także pojemność baterii. Wybieramy między 20 Ah (daje to 960 Wh ), a 30 Ah (co przelicza się na 1440 Wh).
Baterie wykonane są na ogniwach Samsung (mniejsza) i LG (większa) i mają napięcie 48 voltów. Przy tej masie roweru wersja mniejsza jest w zupełności wystarczająca i właśnie na taką ja się zdecydowałem. Wybrałem także mocniejszy silnik, bo ja tam lubię móc wyżyć się w terenie i w podobny sposób testuję wszystkie rowery elektryczne. Silnik ten daje 60 niutonometrów momentu obrotowego.
PAS daje kopa
Y20 Pro ma klasyczny czujnik kadencji. Prosty, tani, bezawaryjny. Wystarczy lekko obrócić korbę i odzywa się silnik. Domyślnie rower zablokowany jest do standardu wymaganego przez Unię Europejską (ma certyfikację). Oznacza to limit do 25 kilometrów na godzinę, oraz brak manetki przyspieszania. Manetkę założyłem oddzielnie, a w menu serwisowym da się w miarę łatwo odblokować rower do pełnej mocy.
Co ciekawe, w odróżnieniu od rowerów Duotts, możemy tutaj ustawić dowolną prędkość maksymalną, a także wybrać liczbę biegów elektrycznych 3 lub 5. Jest to o tyle istotne, że sterownik automatycznie podzieli ustawioną prędkość na poszczególne biegi. W ten sposób możemy skroić rower pod swoje preferencje. Ja ustawiłem maksymalną prędkość na 38 km/h. Dlaczego właśnie taką? W trakcie testów zauważyłem, że to jest maksymalna prędkość przy jakiej da się tym rowerem jeszcze w miarę pedałować.
Należy pamiętać, że rowery składane są z myślą o europejskim limicie 25 km/h, więc przerzutki też są tak ustawione, by operować przede wszystkim w tym zakresie. Silnik jest na tyle mocny, że na samej manetce rozpędzi się powyżej 40 km/h, ale pedałujemy wtedy bez żadnego oporu, co nie jest przyjemne.
A jak z responsywnością silnika? Duże zaskoczenie, bo absolutnie zerowe opóźnienie. Ćwierć obrotu, spora dawka mocy, aż prostują się ręce w łokciach. Może to moje wewnętrzne dziecko, ale akurat właśnie tego oczekuję od elektryka z fat‑oponą: mam ochotę czuć tę moc wtedy, kiedy chce.
Jedyny minus jest taki, że po odblokowaniu pełnej mocy, rower jest za responsywny. Jeżeli nie używamy manetki, a jedynie PAS – przy osiągnięciu zadanej prędkości, silnik się wyłącza. Gdy ta jednak spadnie, ponownie się natychmiast włącza. Gdy jedziemy np. pod lekką górkę może to wywołać efekt skokowy.
Jest jednak proste rozwiązanie – wystarczy wejść w ustawienia PAS i zamiast fabrycznej czułości 12/12 ustawić najniższą. Aktywacja wspomagania wtedy jest mniej czuła i bardziej cywilizowana dla osób, które chciałyby mieć większą płynność.
Realny zasięg
Pytacie o zasięg – i słusznie, bo cyferki w ulotkach to zawsze loteria. Mój rower wyposażony jest w baterię 20Ah i wierzcie mi, wcale nie jeździłem do sklepu po bułki. Nasze ulubione trasy to głównie polne drogi, trochę szutru. Im więcej adrenaliny, tym lepiej. Gdy lecieliśmy taką trasę trzymając się średniej prędkości nawet trzydziestu kilometrów na godzinę, po przejechaniu blisko pięćdziesięciu kilometrów, zostało mi jeszcze połowa baterii.
W przeliczeniu na łopatologiczną prognozę daje to spokojnie 70 kilometrów przy takim stylu jazdym i więcej, gdy będziemy jeździli spokojniej. Należy jednak pamiętać, że zasięg zależy od wielu czynników, w tym temperatury na dworze, wagi samego rowerzysty, stylu jazdy no i samym terenie. Każda górka i każdy zryw manetką w elektrykach zabiera procenty szybciej, niż wskazówka w 4-litrowym jeepie.
Wrażenia z jazdy – co nam się podobało, a co nie.
W ramach testów, zabraliśmy 3 rowery elektryczne na bardzo zróżnicowaną trasę z jednym celem – przejechać ją jak najszybciej. Zadanie było o tyle ciekawe, że razem z Vakole Y20 pro stanął jeszcze Engwe Engine 2.0 – również przedstawiciel składanych rowerów z felgami 20-calowymi, a także potężny cruiser fatbike Orzel K17.
Trasa liczyła około 20% asfaltu, reszta to szuter, kamienie, pola, płyty betonowe, czy zwykła ziemia. Bardzo wymagająca trasa i kompletnie nie dla miejskich 20-calowców. Dlatego byliśmy ciekawi naszych wrażeń, zwłaszcza, że postanowiliśmy zrobić ją z maksymalną możliwą prędkością. Lecąc po kamieniach, czy polach tak szybko, że aż się nie da pedałować. A że byłem ciekawy wrażeń, to co 10 kilometrów zamienialiśmy się na rowery.
Zrobiliśmy w sumie 60 kilometrów. Zaskakujące jest to, że wszyscy, którzy schodzili już z Vakole, mieli ten sam, szeroki uśmiech. To naprawdę zwarty, zrywny sprzęt, który w różnym terenie potrafi dotrzymać kroku większym maszynom, nie boi się kamieni czy piachu. To, co od pierwszej chwili kradnie show, to świetne siodełko – najgrubsze i najmiększe, jakiego dotąd próbowałem w ebike’u. Ja jestem zachwycony. Brak tylnego amortyzatora kompletnie nie boli, bo ta gąbka wysysa większość wibracji.
W codziennym użytkowaniu doceniam sprytną rączkę odlaną w ramie. Rower waży około 36 kg, więc złapanie za ten uchwyt dokładnie w środku ciężkości pozwala zaskakująco łatwo przeskoczyć kilka stopni schodów albo przestawić sprzęt w garażu. Z tyłu mamy masywny bagażnik odsunięty od pedałów – sakwa nie obciera o pięty, co w wąskich składakach wcale nie jest oczywiste. Minus? Jeśli zapragniecie odchudzić Vakole i zdemontujecie bagażnik, zabraknie miejsca na lampę stopu; trzeba będzie dorobić uchwyt.
Przód zaopatrzono w koszyk przykręcony do ramy, więc nie skręca się razem z kierownicą. Rozwiązanie wygodne, ale sam koszyk jest płytki – bez taśm transportowych butelka albo bluza potrafią wyskoczyć przy pierwszej muldzie.
Warto od razu zamówić parę gum albo sprytny zwijany strap. Malowanie – choć dostępne wyłącznie w jednym wariancie, przypadło mi do gustu. Grafitowe maty świetnie prezentują się z pomarańczowymi akcentami. Lakier trzyma się świetnie, spawy są równe, a zawias i klamra składają się głośnym, budzącym zaufanie klik.
Widelec z przodu to krótki sprężynowiec – po brukach daje radę, w lesie czuć ograniczenia, ale tu ratują szerokie, balonowe opony, które połykają drobne korzenie i kamienie.
Zatrzymywanie to jedno z mocniejszych stron Vakole. Hydrauliczne heble z dużymi tarczami stają dęba nawet przy pełnym obciążeniu, choć klamki są sporo odsunięte od gripów. Osoby o drobnych dłoniach muszą sięgać palcami dalej. Nie mamy też regulacji siły hamowania w klamkach. Tarcie przedniego zacisku, które słyszałem na pierwszych kilometrach, faktycznie zniknęło po kilkunastu kilometrach – tutaj producent miał rację: „niech się dotrze”. Felgi są aluminiowe, prościutkie, zero bicia nawet po gonieniu po polu i szutrze.
Pedały? Nieco śliska, wąska platforma zamocowana dość nisko. Przy agresywnym złożeniu w zakręcie nietrudno o kontakt z podłożem, a w terenie trzeba pamiętać, by przed koleiną ustawić korby poziomo. Listę drobiazgów otwiera przeciętna lampa przednia sterowana gigantycznym włącznikiem (naprawdę, mógłby mieć połowę rozmiaru), a zamyka genialna tylna lampka: światło pozycyjne, stop i animowane kierunkowskazy rodem z limuzyny. Kierunki są wyraźne głównie po zmroku, ale to i tak bajer, jakiego w tej klasie się nie spotyka.
Szkoda tylko, że na kierownicy brakuje centymetrów pod lusterka do góry – w zestawie z rowerem otrzymałem lusterka, ale sensownie można je zamocować wyłącznie „do dołu”, co nie wszystkim odpowiada.
Z lewej strony kierownicy mamy dość duży moduł z opcją włączania świateł, uruchamiania klaksonu, czy kierunkowskazów. Obok niego malutki wyświetlacz, a w nim zintegrowane trzy gumowe guziki plus, minus i power – pod kątem prostym do ekranu. Gdy ustawiam ekran tak by dobrze widzieć prędkość, przyciski chowają się pod kierownicę. Trafienie zwykłym palcem jest utrudnione, a w rękawiczkach graniczy z cudem. Największy rozmiar przełącznika w rowerze – lampka, najmniejszy – sterowanie wspomaganiem. Odwrotnie byłoby logiczniej.
Napęd w Vakole jest świetny, ale jest to też prosty czujnik kadencji. Rower więc będzie rozpędzał nas do określonej i przypisanej dla danego biegu prędkości. Niektórzy lubią taki rodzaj wspomagania, inni preferują bardziej skomplikowane czujniki nacisku. Do codziennej jazdy napęd daje radę. Podjazd pod większe górki wymaga jednak pedałowania.
Muszę także wspomnieć o jednym aspekcie, na który zwrócił mi uwagę jeden z widzów. Pytał, czy zdarzyła mi się sytuacja, że nagle straciłem na chwilę wspomaganie. I faktycznie, w ciągu tych stu pięćdziesięciu kilometrów łącznych testów, tak mi się kilka razy przytrafiło. Wystarczy przestać na chwilę pedałować lub obrócić korbę w drugą stronę, jednak bywa to irytujące bo jest kompletnie losowe. Nie jest to utrata zasilania, bo wyświetlacz działa cały czas.
Warto także wspomnieć o pozycji na rowerze. Pomijając już chwalone przeze mnie siodełko – możliwość regulacji wysokości kierownicy jest super. Bardzo wygodnie jeździ się na tym rowerze i nie bolą ani plecy, ani dłonie. Wręcz zjada się na nim kolejne kilometry i nie można się doczekać przejechania kolejnych.
Dla kogo jest ten rower?
Dla osób, które jeżdżą głównie po mieście, ale lubią od czasu do czasu zjechać ze ścieżki na polne drogi. Dla osób mieszkających w bloku z windą lub małym garażem. Złożenie roweru ułatwia jego przechowywanie. Dla osób, które chcą mieć dobrze wykonany nieduży fatbike w dobrych pieniądzach Dla osób, które potrzebują większego zasięgu całkowitego ebike. Dla osób starszych, które docenią łatwość wsiadania na rower, wygodną pozycję za kierownicą i wyprostowaną postawę odciążającą kręgosłup.
Dla kogo nie jest ten rower?
Dla osób, które głównie chcą jeździć po ciężkim terenie. Dla osób, które mieszkają w bloku bez windy i nie mają gdzie przechowywać roweru. Waga roweru to 40 kilogramów z baterią. Po jej wypięciu, to nadal około 35 kg. Ten, jak i wcześniej testowane przeze mnie rowery elektryczne nie są dobrym prezentem dla dziecka.
Kupon rabatowy
Jeżeli planujecie kupić ten rower i wykorzystacie mój link i kod zniżkowy – dostaniecie rabat, a ja otrzymam dodatkowo niedużą prowizję, która pozwoli rozwijać kanał. Dziękuję za wsparcie mojego bloga i kanałów!
- Link do sklepu: https://tinyurl.com/VakoleY20 KOD na -3% zniżki: BBGJOTEM
Dziękuję za uwagę i do zobaczenia w kolejnych materiałach.