PaseBike P26 MATE to rower elektryczny, który niedawno pojawił się w sklepach w całej Europie. Jego silnik osiąga moc szczytową aż 1500 watów, a do tego ma ciekawie zaprojektowaną ramę i masywne opony. Jak sprawdza się w praktyce? Postanowiłem przetestować go w różnych warunkach, w tym zimowych.
Ta recenzja powstała we współpracy z Orzel e-bike, firmą, która wprowadziła ten model na europejski rynek. Co ważne, producent ma także magazyny w Polsce, więc od momentu złożenia zamówienia do dostarczenia roweru minęło zaledwie kilka dni. Wielkie dzięki za wsparcie mojego kanału i bloga.
Pierwsze wrażenia
PaseBike P26 MATE dotarł w dużym, solidnie wzmocnionym pudle ważącym około 45 kilogramów.
To sporo, choć nie jest to zaskakujące, biorąc pod uwagę, że sam rower też nie należy do lekkich – waży aż 36 kilogramów, co czyni go najcięższym e-bike, na jakim jeździłem.
W pudełku znajdował się wstępnie złożony rower, akumulator, błotniki, oświetlenie LED z przodu i z tyłu, kontroler z wyświetlaczem, manetka do trybu w pełni elektrycznego, wbudowany klakson, przedni kosz oraz bagażnik tylny.
Szczególnie ucieszył mnie fakt, że producent zamontował i wyregulował hamulce hydrauliczne z tarczami. W każdym e-bike, zwłaszcza tych cięższych, dobre hamulce hydrauliczne to wręcz podstawa dla bezpieczeństwa i komfortu.
Nagrałem też film, w którym pokazuję montaż i regulacje przed pierwszą jazdą.
Podsumowując, złożenie okazało się proste i nawet osoby bez doświadczenia w serwisowaniu rowerów powinny sobie poradzić. Wystarczyło założyć przednie koło, zamontować przedni błotnik, lampę, kierownicę oraz wyświetlacz.
Następnie podłączyłem odpowiednie wtyczki (mają kolorowe oznaczenia) i przykręciłem pedały. Co ciekawe, w paczce odkryłem dodatkowe 300 opasek zaciskowych. Prawdopodobnie dołożonych przez pomyłkę.
Silnik i akumulator w PaseBike P26 MATE
Rower napędza silnik w tylnym kole, zapewniający moc ciągłą 1000 watów, a szczytową 1500 watów. W praktyce oznacza to, że przy gwałtownym przyspieszaniu lub na trudniejszych podjazdach silnik przez kilka chwil może pracować z wyższą mocą, by potem ustabilizować się i zapobiec przegrzaniu oraz oszczędzić energię.
Na papierze liczby robią wrażenie, ale biorąc pod uwagę sporą masę roweru i możliwość przewożenia cięższych osób, lepiej mieć taki zapas mocy niż go nie mieć.
Akumulator ma 48 woltów i 25 amperogodzin, a przy mocniejszym „odkręcaniu manetki”, na wyświetlaczu potrafi pokazać nawet ponad 50 woltów. Jest ukryty pod siodłem w specjalnej komorze. Początkowo trochę się obawiałem tego rozwiązania, ale po pierwszych jazdach doceniłem je.
Wyjęcie baterii jest bardzo wygodne. Wystarczy nacisnąć przycisk zwalniający blokadę siodła. Obudowa akumulatora ma wskaźnik naładowania i gniazdo ładowania zabezpieczone plastikową klapką (choć wolałbym tu gumową zaślepkę). Mniej podoba mi się rozwiązanie z kluczykiem, bo po przekręceniu stacyjki kluczyk pozostaje w baterii.
Nie można go wyciągnąć, dopóki nie wyłączy się zasilania. Wydaje się to drobiazgiem, ale wolałbym przynajmniej kluczyk składany lub wkładany od góry, żebym nic mi na boki nie wystawało.
Pełne naładowanie trwa około 7 godzin. Testy prowadziłem w temperaturach od 2 do 4 stopni Celsjusza. W trybie w pełni elektrycznym przejechałem około 55 kilometrów ze średnią prędkością 28 km/h, jeżdżąc po asfalcie, ścieżkach rowerowych, w błocie, polach i kałużach.
Producent podaje zasięg 45 kilometrów, więc mój wynik był nawet lepszy, zwłaszcza biorąc pod uwagę chłodniejsze warunki, które zazwyczaj negatywnie wpływają na czas pracy baterii.
Jak działa wspomaganie w PaseBike P26 MATE
System wspomagania jest bardzo podobny do tego, który znamy z Duotts C29. PaseBike P26 oferuje PAS (pedal assist) i możliwość jazdy w pełni elektrycznej przy użyciu manetki. Jest też funkcja tempomatu, pozwalająca utrzymać wybraną prędkość.
Tak samo jak w Duotts, PAS daje pełną moc aż do osiągnięcia maksymalnej prędkości ustawionej dla danego biegu, ale w przeciwieństwie do konkurenta, tutaj można ją samodzielnie regulować. Domyślnie zablokowana jest do 25 km/h w 3 poziomach, ale można ją obniżyć lub podwyższyć, a sterownik sam dostosuje pozostałe poziomy. Wreszcie! Tego zawsze mi brakowało.
Nie ma jednak wielu zaawansowanych opcji w menu, na przykład wyłączenia PAS, pozostawiając jedynie manetkę. Producent tłumaczy to chęcią maksymalnego uproszczenia obsługi dla użytkownika. Trochę szkoda, bo sama manetka do elektrycznego wspomagania to dotąd moje ulubione rozwiązanie.
Największą zaletą tego modelu jest błyskawiczna reakcja na ruch manetką. Nie ma tu „zwłoki”, o której wspominałem przy recenzji Duotts C29, więc przyspieszenie jest bardzo żwawe i przewidywalne. Mnie osobiście sprawiało to mnóstwo frajdy, zwłaszcza przy zabawie w terenie.
Delikatne wciśnięcie klamki hamulca natychmiast odcina silnik, a lekkie przekręcenie i przytrzymanie manetki w jednym położeniu aktywuje tempomat. Muszę przyznać, że podczas jazdy tym elektrykiem czułem się bardzo bezpiecznie.
Wygląd i wyposażenie
P26 wyróżnia się masywną ramą, niskim wejściem i 26-calowymi oponami o szerokości 4 cali, co nadaje mu charakter fat-bike’a albo cruisera. Nieraz słyszałem, jak dzieciaki mówiły, że wygląda trochę jak Harley. Coś w tym jest.
Zajęło mi chwilę, żeby przyzwyczaić się do niższego wejścia, bo zawsze jeździłem na bardziej klasycznych MTB, ale szybko doceniłem łatwość wsiadania. To ważne zwłaszcza dla osób o ograniczonej mobilności, starszych lub o większej wadze. Szerokie, miękkie siodełko świetnie wybiera nierówności podczas jazdy po wyboistym terenie.
Z przodu mamy standardową lampę LED SMD z soczewką, która w zupełności wystarcza, a z tyłu światło pozycyjne z funkcją światła stopu. Uważam to za absolutny must-have w każdym e-bike, szczególnie jeśli ktoś lubi jeździć szybko w towarzystwie innego roweru elektrycznego.
Najbardziej zaskoczył mnie kosz z przodu, przymocowany na stałe do ramy, a nie do kierownicy. Pozostaje w tej samej pozycji przy skręcaniu, co początkowo może dezorientować. Można do niego przytwierdzić przednie światło, co świetnie sprawdza się po zmroku gdy światło zostaje w jednej pozycji.
Napęd wykorzystuje zębatkę z pięćdziesięcioma dwoma zębami i siedmioma przełożeniami z tyłu. To w zupełności wystarcza, bo w praktyce biegów używa się rzadziej niż w typowym rowerze, można przecież „dodać gazu” manetką bez konieczności redukowania. Poza tym przy wyższych prędkościach da się pedałować bez wrażenia kręcenia „w powietrzu”.
Co mi się podoba w tym rowerze
Po pierwsze, wygląda świetnie, masywna rama i duże opony przyciągają wzrok. Do tego rower jest naprawdę wygodny dla wyższych albo cięższych osób. Szerokie opony zapewniają stabilność zarówno w terenie, jak i na asfalcie, a silnik reaguje dynamicznie i płynnie, dając sporo frajdy z jazdy. Dużym plusem jest możliwość zmiany limitu prędkości, co automatycznie przelicza ogranicznik na poszczególnych biegach.
Rower dotarł praktycznie złożony i wyregulowany, a w zestawie mamy manetkę, panel sterujący, kosz, bagażnik, oświetlenie i hamulce hydrauliczne. Nie trzeba więc nic dokupować. Zasięg w moich testach okazał się nawet lepszy niż obiecane 45 kilometrów. Dzięki prostocie obsługi każdy może na nim jeździć, zarówno młodszy czy starszy.
W Polsce rower kosztuje nieco poniżej 4900 złotych, co wciąż jest znacznie mniej niż najtańszy markowy elektryk z homologacją i silnikiem o mocy 250 watów.
Co mi się nie podoba w tym rowerze
Bez wątpienia największym minusem jest waga. Próba jazdy bez wspomagania (gdy na przykład rozładuje się bateria) może stanowić niezły trening, szczególnie pod górkę. Połączenie 37-kilogramowego roweru i cięższego rowerzysty to w zasadzie trening siłowy na dwóch kółkach. Kolejnym minusem jest ograniczona konfiguracja sterownika. Chciałbym mieć możliwość całkowitego wyłączenia PAS, by korzystać wyłącznie z manetki.
Instrukcja obsługi również mogłaby być bardziej rozbudowana. Miałem spory problem z montażem przedniego błotnika ze względu na skąpe wskazówki. Finalnie okazało się, że zamocowałem go nie z tej strony uchwytu. Dodatkowo pręty stabilizujące błotnik są zbyt długie, przez co błotnik znajduje się blisko ramy. Jadąc w terenie lub mocno hamując – amortyzator ugina się i błotnik może obcierać o ramę.
Dodatkowo, odbłyśniki szprychowe mają niewygodny system mocowania i potrafią delikatnie grzechotać podczas jazdy po nierównościach. Poza tym na niektórych materiałach promocyjnych widać centralnie zamontowany wyświetlacz, ale w praktyce nie da się go umieścić na środku, bo oryginalny uchwyt nie pasuje w tym miejscu, bo kierownica jest za gruba.
Rabat dla widzów
Możecie kupić ten rower z rabatem dwudziestu dolarów w sklepie producenta. Wystarczy wejść na stronę amazingbikes kropka com, wybrać rower „P26 MATE” i dodać go do koszyka. Podczas finalizacji zamówienia wpisać kod z opisu. Nie dostaję z tego ani grosza. abat naliczy się automatycznie. Rowery wysyłane są z magazynu pod Warszawą.