Jeżeli jeszcze nie przeczytałeś pierwszej części opowiadania militarnego z moich lat młodości, możesz zrobić to pod tym adresem: Cena przyjaźni – opowiadanie z lat młodości w klimatach wojny. Poniżej dalszy ciąg opowiadania.
22 Grudnia godzina 19:05 – Biała Karta życia
Wyszli żwawym krokiem z pubu, lecz mieli niewielki problem. Szóstka obładowana ciężkim sprzętem ma niezbyt duże szanse wepchać się do niewielkiego samochodu Jotema. Lecz ich dowódca zaskoczył ich po raz kolejny. Poprosił Bartolusa, aby poszedł z nim jeszcze na chwile do pubu. Gdy wrócili, Jotem wymachiwał już parą kluczyków. Jotem z Dugeną podeszli do zasypanego śniegiem garażu. Gdy go otworzyli, Dugenie na sam widok zaświeciły się oczy. Stał tam czarny wojskowy Hammer. Jotem, wsiadając, przekazał z uśmiechem kluczyki koledze. Wyjechali na plac, na którym Bartolus czekał już w drugim pojeździe. Szybko wyposażyli się w radia i pod osłoną nieustannie prószącego puchu wyruszyli na akcję, tym razem zawładnięci przez uczucia. W pierwszym Hammerze – Jotem, Dugena i ciągle uśmiechnięty Snap. Natomiast w drugim ( nie wiadomo do końca, czy w środku było tak zadymione a może po prostu był to szron) jechał Bartolus dopalający kolejnego papierosa, Czarna Małpa i Zecior. Podział nie był przypadkowy. W trakcie służby poruszali się właśnie w takich składach ( Do pierwszego oddziału należał jeszcze Szczepi, natomiast w drugim szalała Gosia) Jotem objął dowodzenie nad całą kolumną. Szybko zaczęli zbliżać się do celu. Zgasili światła i podjechali pod dom Szczepiego.
Szczepi mieszkał w dużym domku jednorodzinnym, na który ciężko harował przez całą swoją służbę. Wokół domu rósł dorodny żywopłot, lecz tym razem widok domu zasłaniał potężny biały mur. Śnieg zdawał się padać coraz mocniej. Wysiedli żwawo z samochodów i podbiegli do przysypanego żywopłotu. Po chwili dołączył do nich spóźniony Snap, który stracił trochę czasu na rozłożenie swojego karabinu snajperskiego. Coś nie pasowało, było po prostu zbyt cicho. Gdzie te wszystkie strzały, które Jotem mógł słyszeć przez telefon? Snap zrobił krok dalej i wiedział już, że przybyli za późno. Dom stracił swój stary wizerunek. Wyrwane, prawdopodobnie od wybuchu frontowe drzwi, wybite okna, palący się samochód Szczepiego, zaparkowany tuż obok domu.
Natychmiast utworzyli szyk i wbiegli na posesję. Pod osłoną Snapa mierzącego po oknach w poszukiwaniu wroga, biegli manewrując wokół gruzu, w kierunku miejsca, gdzie zazwyczaj powinny znajdować się drzwi. Jotem uzbrojony w jego ukochany granatnik dał sygnał ręką do szturmu budynku. Pierwszy wbiegł Dugena niosący potężny karabin maszynowy, zwany potocznie kosiarką. Za nim poleciał Małpa. Już po chwili dali znak, że pomieszczenie jest czyste. Weszli na górę szybkim krokiem, balansując wokół ciał martwych agresorów, z odrobiną nadziei, że znajdą tam jeszcze Szczepiego. Niestety w gabinecie Szczepiego, w którym przesiadywał dniami i nocami, poza swędem palonego drewna, poprzewracanymi meblami i podziurawionymi, splamionymi krwią ścianami, nie było nic więcej. Cóż takiego ważnego znajdowało się w tych dokumentach?
Jotem nie wierzył, że Szczepiemu mogło się coś stać. Nakazał zabezpieczyć teren i zabrał się za szukanie jakichś wskazówek. Znali się ze Szczepim najdłużej, poznali się już w szkole średniej i razem przeszli niejedno. Nagle Jotem przypomniał sobie, gdzie Szczepi trzymał swoje najcenniejsze rzeczy. Pod osłoną kolegów zbiegł szybko do piwnicy i z podnieceniem na twarzy zaczął zrywać kafelki ze starego pieca. Po chwili wyjął z niego czarną teczkę. Gdy otworzył ją, przeżył szok. W środku znajdowała się cala dokumentacja ich oddziału: paszporty, plany, taktyki itp. W chwili, gdy postanowili przejść na emeryturę, to wszystko miało zostać zniszczone. Nawet nie wyobrażali sobie, co mogłoby się stać, gdyby owe papiery dostały się w ręce ich wrogów. Jedynymi dokumentami, jakie mieli przy sobie, były nieśmiertelniki i tzw. „biała karta”. Jutro nie jest zagwarantowane nikomu, nawet takim profesjonalistom, jakimi z pewnością byli oni. „Biała karta” była zazwyczaj listem pożegnalnym do rodziny i nad każdym żołnierzem tkwił obowiązek wręczenia tej karty pod adres wskazany na niej. W skrytce Szczepiego znajdował się jeszcze jeden egzemplarz „białej karty” i zaraz po tym, jak Jotem zauważył swój adres na niej, otworzył ją. Wyciągnął z niej kartkę i przystąpił do rozczytywania koślawego pisma Szczepa.
„Drogi Jakubie, towarzyszu broni, przyjacielu, … Jeżeli to czytasz, są to zapewne ostatnie słowa, które słyszysz ode mnie. Przeżyliśmy razem bardzo dużo. Pola bitew stały się naszym drugim domem, a my wszyscy z obcych sobie ludzi, staliśmy się rodziną. Wszystkie akcje, których było dane nam się podjąć, nauczyły nas dbać o siebie, obdarzyły cały nasz odział zaufaniem i pozwoliły przeżyć coś do tej pory niespotykanego – braterstwo do końca, od kołyski aż po grób. Przyjacielu, chciałem Cię prosić, abyś nie obwiniał się więcej, za śmierć Gosi. Nie była to Twoja wina. Akcja była trudna, lecz to ja mimo świadomości ryzyka zadecydowałem za nas wszystkich, czego rezultaty już poznałeś. Przepraszam, że nie mogłeś poznać prawdy wcześniej. Do listu dołączam klucz do mojego sejfu, w którym czeka coś dla Ciebie.(…)”
Snap, widocznie już zmarznięty zaczął się nieco denerwować. Dugena znalazł już sposób na zabicie czasu. Po chwili do degustowania zawartości lodówki dołączył i Zecior. Jotem, idąc na górę w kierunku sejfu, poprosił Bartolusa, aby zebrał ludzi i rozpoczęli przygotowania do odjazdu. Bartolus głośnym gwizdem skupił uwagę wszystkich uczestników akcji ratunkowej, po czym poprosił o udanie się do zaparkowanych przed domem Hammerów. Jotem wszedł do gabinetu Szczepiego, ale punkt odniesienia, jakim było wiszące na ścianie zdjęcie ich, popijającej w „Szalonym Gumisiu” jednostki, leżało lekko nadpalone przez ogień na ziemi. Jotem szóstym zmysłem odszukał sejf, otworzył go, po czym wyciągnął z niego czarne pudełko. Gdy je otworzył, jego oczom ukazał się srebrny, z pewnością zrobiony na zamówienie, Desert Eagle. Na rączce, widniał wygrawerowany napis „Semper Fidelis”, co znaczyło „zawsze wierny”. Do podarunku załączona była karteczka: „ Proszę niech Ci służy, wiem, że zawsze o takim marzyłeś„. Jotem ze łzami w oczach dostrzegł w sejfie jeszcze jedną, wymazaną krwią kartkę z napisem: „Najzimniejszy dzień w piekle”.
23 Grudnia 01:15 – Przygotowania
Na twarzy Jotema widać było zamyślenie. Powrócił myślami do jednej z ich pierwszych akcji, kiedy to mieli wysadzić radioodbiornik i wykasować z komputera tajne wojskowe dane z rafinerii ulokowanej głęboko na północy Rosji. Śnieg wtedy działał jak ciekły azot, a każdy płatek parzył niczym ogień. Wtedy właśnie Bartolus wypowiedział te magiczne słowa, które przy nieustannym ostrzale wroga, towarzyszącym wybuchom i temperaturze poniżej -25*C wydawały się bardzo trafione.
Ale co tym razem mogło się kryć za tym napisem? Stary zapisek? A może wskazówka? Jotem wiedział, że Szczepi nie był głupi i że czeka ich prawdopodobnie ponowna wyprawa na północ Rosji.
Jotem poprosił odpalającego kolejnego papierosa Bartolusa na stronę i przystąpili do planowania. Doskonale widzieli obaj, że cała grupa ma chęć iść dalej i bynajmniej nie zatrzymywać się w tym momencie. Nie chcieli popełnić tego samego błędu, co w przypadku Gosi, tak, więc dali czas ekipie na spakowanie ciepłych rzeczy i poinformowali, że o 7 wylatują. Pojawił się mały problem. Nie mieli samolotu, a nawet, jeżeli by go mieli, nie mogli opuścić tak po prostu granic kraju. Wiedzieli, że mogłoby spowodować to międzynarodowy konflikt zbrojny, a zdecydowanie nie chcieliby tego. Tak, więc musieli pokonać granicę jeszcze w nocy, najlepiej niezauważenie. Wybiegli szybko z pozostałości po domu Szczepiego. Snap, już pewnie z przyzwyczajenia, zatrzymał się przed tą ogromną frontową dziurą, żeby zamknąć drzwi. Uśmiechnął się i wsiadł do ich czarnego pojazdu. Odjechali, a po ich obecności ostał się tylko delikatnie tlący się niedopałek. Do granicy z Ukrainą mieli tylko kilkanaście kilometrów. W miarę zbliżania się do celu coraz więcej adrenaliny zaczęło się mieszać z krwią, a rozbawione towarzystwo ucichło.
Nastało milczenie. Jedyny dźwięk, jaki teraz dało się słyszeć, to szelest gęstego śniegu osiadającego na karoserii samochodów. Ciszę przerwał dzwonek komórki Snapa. Uradowany wyciągnął telefon, spodziewając się smsa od którejś ze swoich wielbicielek, lecz nie był to sms, dzwonił Dookie.
Dookie, były komandos wywiadu został powołany do pracy za biurkiem, gdyż podczas służby otrzymał postrzał w kolano, co skutecznie wyeliminowało go z walki. Służył razem ze Snapem i Dugeną. Zawsze pełen zapału, spec od wszystkiego. Niestety, po felernej kuli, uświadomił sobie w końcu, że może okłamywać wszystkich lekarzy i przełożonych, ale nie może narażać oddziału, a jego koledzy byli dla niego całym życiem. Dookie był kolejną osobą, która nie dzwoniła z życzeniami. Miał cenne informacje, które dawały ogromną przewagę w dalszej wyprawie Czarnych Rąk. Niestety, po raz kolejny los zakpił z żołnierzy, bo śnieg stanowiący idealną osłonę, zagłuszył sygnał telefonu. Snap zdołał tylko usłyszeć, że strażnicy graniczni zmieniają wartę o 02:00 dając kilkuminutową lukę. Jotem przez radio przekazał informacje Bartolusowi prowadzącemu drugi pojazd. Nacisnęli mocno na gaz. Według mapy zostało im do pokonania jeszcze jedno wzgórze, po czym powinno ukazać się przejście graniczne. Zgasili światła i z pewnym strachem odliczali ostatnie zaspy. Snap był pewien, że na Dookiego można liczyć i uspokajał kolegów. Podjechali pod szlaban, po czym Zecior wyskoczył szybko z samochodu i uniósł szlaban do góry. Udało im się przejechać, zostało jeszcze sporo kilometrów, zanim osiągną cel. Od tej pory byli zdani tylko na siebie i na los.
Dotarli na miejsce. W pamięci żołnierzy krajobraz pomimo upływu tylu lat, nie zmienił się ani trochę. Potężny mur oddzielał rafinerię od reszty świata. Zza niego, poprzez nieustannie padający śnieg, dało się dojrzeć jedynie pnące się ku niebu silosy i dym unoszący się z okopanych puchem kominów. Zupełnie identycznie jak kilkanaście lat temu, kiedy przyszło im odbić to miejsce z rąk terrorystów. Ale jaki związek miała notatka pozostawiona od Szczepiego z tą rafinerią? Rozmyślania przerwały głośne strzały zza muru.[…]
Ciąg dalszy nastąpi. Jeżeli spodobał Ci się tekst, polub stronę na Facebook. Tam najszybciej dowiesz się o kolejnej publikacji.