Jeżeli jeszcze nie przeczytałeś pierwszej części opowiadania militarnego z moich lat młodości, możesz zrobić to pod tym adresem: Cena przyjaźni – opowiadanie z lat młodości w klimatach wojny. To już szósta część.
25 Grudnia 4:00 – Droga donikąd
Wycofującym się żołnierzom nieustannie towarzyszyły przelatujące koło nich kule. Jednak ich priorytetem było wydostanie się i to cało. Pod osłoną kolegów z SAS-u zbiegli na dół. Dobiegli do miejsca, z którego Czarne Łapy rozpoczęły atak.
– Snap osłaniaj, wychodzimy! – huknął Jotem przez radio.
Niestety, wszyscy byli tak zajęci opuszczaniem szpitala, że nikt nie skupił się na osłonie pleców. Nieoczekiwanie tuż za nimi stanął wróg z granatem w ręku. Kaos z SAS-u zareagował najszybciej. Jednym celnym strzałem zastrzelił przeciwnika. Na ich nieszczęście nieprzyjaciel zdążył już odbezpieczyć zawleczkę. Rozległ się potężny wybuch.
– Jotem! Jotem! – krzyknął przez radio Snap, gdy ujrzał dym, który wystrzelił z dolnego wyjścia ze szpitala.
Nie tylko Jotem nie odpowiadał. Cisza w radiu spowiła wszystkich. Snap nie dawał za wygraną i nie ustępował we wzywaniu kolegów przez radio. Z gruzu wygrzebał się Jotem i głosem, jakby go zbudzili w środku nocy, potwierdził, że jemu się nic nie stało. Dolne wejście do szpitala, cale zasypane gruzem, stało się historią. Po chwili ocknęła się reszta. Było blisko, niestety nie wszyscy mieli szczęście. Metalowy fragment łóżka znajdującego się na szpitalnym korytarzu trafił po wybuchu w Starszego Szeregowego Mohera. Rana wymagała natychmiastowej interwencji medycznej.
Czarne Łapy zadecydowały, że dalszą drogę pokonają już sami. Pozwolili żołnierzom SAS-u wezwać wsparcie i ulokować się w szpitalu.
– Poprosimy personel, aby zajęli się Moherem. Drugie wyjście z budynku znajduje się w południowym skrzydle. Powodzenia Panowie – powiedział Decado wyciągając nosze z magazynu.
Przegrupowali się i udali się w kierunku wyjścia na parking. Niestety, kolejny raz los z nich zadrwił. Rozsuwane drzwi zostały uszkodzone i wyjście okazało się niemożliwe.
– Spokojnie Panowie, ja się tym zajmę – stwierdził Małpa.
Małpa wyciągnął ładunek C4 z plecaka. Wszyscy, zdając sobie doskonale sprawę, jakim dobrym saperem jest Małpa, woleli się odsunąć. Po chwili montażu, Małpa był gotowy do wysadzania. Na jego nieszczęście jeden z kabelków odczepił się. Ze wyraźnym zdziwieniem na twarzy, podszedł i podłączył kabelek. Nagle rozległ się dźwięk tłuczonego szkła a z dymu pokasłując i otrzepując się z kurzu, wyszedł Małpa.
– Udało się! ekhe ( zakaszlał ) Droga wolna! – krzyknął osmoloną gębą Małpa.
Wybiegli na kryty parking i schowali się za jednym z samochodów. Według informacji udzielonych na odprawie i jeżeli nie pomylili drogi, to już na końcu uliczki powinna czekać na nich ciężarówka. Przesuwali się szybko w kierunku zmechanizowanego obiektu, lecz żaden z nich nie spodziewał się, że już za chwilę przystąpią do walki z całym miastem. Aleja prowadząca do celu nie należała do łatwego terenu. Liczne balkony i zakamarki nie stanowiły jedynego zagrożenia. Nie można zapomnieć, że w mieście żyją nie tylko sami terroryści, ale także niewinni cywile, których tutaj również było pełno. Gdy przedzierając się od ściany do ściany, ujrzeli ciężarówkę, odetchnęli z ulgą. Byli już naprawdę blisko.
Teren pojazdu patrolowało dwóch żołnierzy koalicji. Jotem podszedł do nich, aby się zameldować i gdy krzyknął do swoich towarzyszy „wskakujcie” usłyszał dźwięk wyrzutni rakietowej RPG. Wyjrzał zza ciężarówki i spostrzegł pocisk lecący w jego stronę.
– RPG! kryć się! – krzyknął i rzucił się jak najdalej od pojazdu.
Wybuch był głośny i uczynił z ich jedynego transportu rozerwany złom. Rozpoczęła się kolejna wymiana ognia. Jotem, przy pomocy swojego podwieszanego do broni granatnika, zdołał wysadzić balkon, z którego przyleciał pocisk. Na długo to nie pomogło, z każdą minutą ilość wroga wydawała się podwajać. Po chwili zdali sobie sprawę, że dłuższy opór przeciw, o wiele liczniejszemu przeciwnikowi, mija się z celem i uboży ich zapasy amunicji. Nagle Bartolus spostrzegł otwartą studzienkę, prowadzącą do kanałów i pod osłoną kolegów zaczął się skradać w jej kierunku. Już po niedługim czasie było wiadomo, że jedyną ich szansą na przeżycie jest zejście do tych cuchnących tuneli. Mieli coraz mniej czasu na decyzje, przeciwnik przesuwał się w błyskawicznym tempie.
W podjęciu decyzji pomógł granat, który wpadł w miejsce, gdzie trwała ostra dyskusja. Cudem ostatniemu żołnierzowi Czarnych Łap udało się wskoczyć do kanału tuż przed wybuchem. Korytarze tuneli nie sprzyjały osobom cierpiącym na klaustrofobię. Miały niewiele ponad 2 metry szerokości, delikatnie oświetlone przez przepalające się żarówki i pełne „brudnej wody”, bo tak najłagodniej można było określić substancję, która sięgała im prawie do kolan.
Dodatkowo myślenia nie ułatwiała im woń panująca w środku. Każdy wdech powietrza nosem budził odruch wymiotny. Jednak teraz już nie mieli wyjścia, nie mogli się cofnąć. Wyraźnie zmarnowani, przystanęli na chwilę. Nie wiedzieli, co zrobić dalej. Nad nimi wróg czekał tylko, aż ktoś pokaże głowę i zapewne już jakiś oddział zszedł do tuneli zapolować na nich. Mieli wrażenie jakby się znaleźli w sytuacji bez wyjścia. Jotem wiedział, że zaszli już daleko i nie mogą się poddać, to by nie miało sensu. Dugena nie należał do pesymistów. Przeładował broń i krzyknął – Racja! Dokopmy im!-
Jednak nie wszyscy okazywali chęć do walki.
– Niby jak mamy tego dokonać bez amunicji? – spytał Szczepi
Rodziły się same pytania, ale nie przychodziły żadne odpowiedzi. Mimo wszystko coś trzeba było wymyślić. Zostać w kanałach równało się oczekiwaniu w klatce na śmierć. Jednego byli pewni – muszą się z nich wydostać. Zostało ich w kanałach tylko czterech. Gdy wpadli do kanału, zamoczyli radio, tak, że urwał im się kontakt ze Snapem. Mieli nadzieję, ze pomysłowy Snap po raz kolejny wykaże się kreatywnością i w jakiś sposób uda się chociaż jemu wydostać…
Kolejna część już wkrótce!