Trzeba mieć zdrowie i pieniądze aby chorować. Moja przygoda z lekarzami

Kategorie artykułu:

Opublikowany:

- Reklama - [adinserter block="1"]

Aby chorować w naszym kraju trzeba mieć dużo cierpliwości, zdrowia oraz przyjaciół. Państwo Ci nie pomoże mimo, że co miesiąc z pensji zabiera Ci składki m.in. właśnie na leczenie. Moja choroba nauczyła mnie jeszcze większego szacunku do ludzi niepełnosprawnych, bo przez pół roku sam byłem taką osobą. 

Mówię w pełni świadomie te słowa. Niestety mogłem przekonać się o w tym wszystkim na własnej skórze. Poniżej przytoczę dokładnie, co wpłynęło na moją postawę.

Pewnego dnia wybrałem się ze znajomymi na jednego z lubelskich orlików (sztuczne boisko za kasę z Unii). Mój pracodawca zgłosił do lokalnego turnieju drużynę złożoną z czytelników naszego tygodnika. Moim zadaniem było pomóc w organizacji oraz szkoleniu drużyny. Pamiętam, że tego dnia padał delikatny deszcz. Trawa była śliska, a regulamin orlika nie pozwalał na używanie żadnego rodzaju korków. Po 2 godzinach biegania z drużyną, idąc do szatni krzywo stanąłem. Noga się zgięła, usłyszałem głośne chrupnięcie po czym padłem na ziemię jak potrącony przez samochód. Złapałem za nogę myśląc, że ją nadwyrężyłem. Początkowo próbowałem rozchodzić, ale ból był coraz większy i usiadłem na ziemi. W szatni okazało się, że zamiast jednej kostki w lewej nodze, mam dwie, a noga przypomina nadmuchany balon.

Tak wyglądała noga w szatni
Tak wyglądała noga w szatni

Kolega zawiózł mnie do najbliższego szpitala (przy ul. Chodźki w Lublinie). Czekając chwilę w poczekalni (było po godzinie 20) po jakichś 15 minutach przyjął mnie lekarz dyżurny. Obejrzał nogę i przeprosił. Nie wiedziałem za co, ale po chwili złapał dwiema rękami za stopę i zaczął kręcić nią w różne strony. Miałem we krwi mnóstwo adrenaliny, więc poza dyskomfortem nie odczuwałem wielkiego bólu.

– Lepiej byłoby, gdybyś złamał nogę. Zrosłoby się i było by po sprawie – powiedział lekarz patrząc na zdjęcie rentgenowskie. Ruszając moją nogą słychać było „chrupanie” w kostce. Lekarz powiedział, że zerwałem wiązadła w stawie skokowym i trochę to potrwa, zanim znów będę mógł biegać. Przepisał mi leki, założył gips łuskowy i kazał co tydzień kontrolować nogę u lekarza.

- Advertisement -

Tutaj zaczyna się całą historia.

Drogę ze szpitala do samochodu pokonałem skacząc na jednej nodze. Ochroniarz nie zgodził się wpuścić bezpłatnie kolegi, aby mógł po mnie przyjechać. „Regulamin to regulamin”. Kolega więc asekurował mnie kilkaset metrów przez teren szpitala aż do parkingu tuż obok niego. Do auta wsiadłem cały zlany potem. Była już prawie 23. Znajomy odwiózł mnie do domu i pomógł wejść do mieszkania. Mieszkam na 4 piętrze, więc jeżeli myślicie, że było łatwo – następnym razem spróbujcie wejść na 4 piętro skacząc tylko na jednej nodze.

Gdy już udało mi się wejść do mieszkania, usiadłem i siedziałem tak przez pół godziny w przedpokoju. Nie miałem ochoty na nic. Czułem się bezradny.

Następnego dnia poprosiłem mamę, aby wykupiła przepisane w aptece leki. Na szczęście była na nie refundacja, więc zapłaciła tylko złotówkę. Tak oto dostałem blisko 50 zastrzyków, które… miałem sobie sam robić w brzuch. Codziennie jeden. W aptece była też tylko jedna para kul lekarskich. Jedna z nich nie miała rączki, na której można się oprzeć. Poprzednik ją urwał.  Zrobiłem sobie taką sam używając podkładki pod myszkę i dużej ilości taśmy klejącej.

Gips
Ktoś zrobił mi dowcip i wrzucił to foto na Demotywatory. Byłem nawet na głównej!

Pierwsze problemy

- Advertisement -

Okazało się, że mając jedną nogę w gipsie Twoje życie staje się…. Znacznie trudniejsze. Tak prosta czynność jak wzięcie prysznica staje się niemal ekstremalnym doznaniem. Spróbujcie umyć się stojąc na jednej nodze pod prysznicem. Kolejne wyzwania to dywany w mieszkaniu. Niestety kilka razy wylądowałem na plecach, gdy dywan podwinął mi się pod kulą. Następne wyzwanie to jedzenie i picie. To była pierwsza rzecz, przez którą niemal złapałem doła. Dlaczego? Chciałem napić się herbaty. Lubię herbatę i zawsze piję ją w dużych kubkach. Tutaj pojawił się problem – jak przenieść kubek z gorącą herbatą z kuchni do pokoju? Dwie ręce zajęte, bo trzymasz w nich kule. Szklanki w zęby też się nie da wziąć. Szklanka w jednej ręce, a w drugiej kula też nie wchodzi w grę, bo zabójczy dywan już czeka. Odłożyłem kule, wziąłem herbatę w dłoń i skacząc na jednej nodze próbowałem pokonać dystans kilku kroków. Wylałem na podłogę połowę herbaty, co zakończyło się kolejną wizytą plecami na podłodze.

Kreatywność

Wtedy padłem na pomysł, że w zasięgu rąk ustawię krzesła. Niczym kolejka linowa przestawiałem jedzenie i herbatę z krzesła na krzesło. Sposób okazał się świetny. Z domu jednak nie wychodziłem, bo skacz sobie na jednej nodze z i na czwarte piętro.

Sadomaso

Każdy człowiek jest tak zaprogramowany, aby przede wszystkim nie zrobić sobie krzywdy. Mi lekarz przepisał zastrzyki przeciwzakrzepowe, które musiałem robić sobie codziennie SAM. Dostałem też obrazkową instrukcję dla dzieci. Przyznam Wam, że przez pierwsze dwa tygodnie niemal modliłem się w łazience nad zastrzykami. Mijało nawet 30 minut zanim zdecydowałem się wbić igłę w brzuch – Może źle to robię i będzie jeszcze gorzej? – pomyślałem. – Nie jestem lekarzem, nie znam się na tym – biłem się z myślami. Po miesiącu działałem już jak komandos na froncie – zęby zdejmują osłonę strzykawki i szybki ruch wbija igłę w brzuch Pół minuty i po sprawie.. Moja narzeczona nie mogła na to patrzeć, bo od razu ją mdliło. Na brzuchu miałem tyle krwiaków, że wyglądałem jak po mocnym gradobiciu.

Ludzie i autobusy

Tutaj zdziwiłem się najbardziej. W Lublinie starsze osoby, które widziały, że idę o kulach i w dodatku z nogą w gipsie, mimo, że same ledwo stały – przepuszczały mnie w drzwiach, ustępowały miejsca w autobusie. Młodzi mieli mnie totalnie… w dupie. Jak pod koniec leczenia pojechałem do Warszawy, to sytuacja zupełnie się odwróciła. Starsi patrzyli na mnie jak na cwaniaka, a młodzi to potrafili nawet za rękę przez przejście przeprowadzić. Szacun! Oczywiście ile to ja historii naopowiadałem ludziom w autobusie. Być może widok gipsu tak na nich działa.

Najbardziej zawiodłem się na autobusach. Do szpitala jeździłem autobusem, bo nie stać mnie było na ciągłe podróżowanie taksówkami. Jeden kierowca widząc, że idę o kulach zamknął mi drzwi przed nosem i odjechał. Czekając 30 minut na jedyną linie, która mogła mnie zabrać do domu, w myślach układałem nowe wulgaryzmy w stronę tego kierowcy. Podjechał drugi i stanął ponad metr od krawężnika. Nie dostawałem kulami, a autobus nie był niskopodłogowy. Po prostu nie byłem w stanie dostać kulami do środka autobusu!. Czy możecie sobie wyobrazić, że NIE JESTEŚCIE W STANIE wsiąść do autobusu? W końcu udało mi się wdrapać, wziąłem jedną kulę pod pachę i wyjmuję bilet z zębów. Kierowca niczym się nie przejął i ruszył z pełnym gazem do przodu. Ja poleciałem na ziemię, a w stronę kierowcy poleciały bluzgi od babć, które akurat były w autobusie. Poczułem się słaby, bezużyteczny i przede wszystkim bezbronny.

Lekarze

 To, co tu napiszę to nie jest scenariusz filmu fabularnego. Tak było naprawdę i boli mnie to do dziś. Nie spodziewałem się, że tak można traktować chorego człowieka. Pamiętam świetnie demotywator, w którym było zdjęcie izby przyjęć i dialog:

– „Dzień dobry złamałem nogę”.

– „Dzień dobry, poproszę skierowanie”

Po prawie 3 tygodniach trzymania nogi w gipsie, zaczęła mnie boleć coraz bardziej. Noga stała się sina, a wyglądałem przypominała… starą kiełbasę. Stopa była tak spuchnięta, że ledwo było widać palce u nogi. Pojechałem taksówką do lekarza rodzinnego, który jak to lekarz rodziny – powiedział, że wygląda to źle i musi zobaczyć to chirurg. Dał mi skierowanie i pożegnał. Wsiadłem znów w taksówkę i przejechałem blisko 8 kilometrów do szpitala, w którym składali mnie na samym początku. Pani w okienku powiedziała, że mam skierowanie do chirurga, a nogami zajmuje się ortopeda. Dodała, że przez to mnie NIE PRZYJMIE. Pytam, co mam zrobić. Mówię, że źle się czuję, że noga bardzo boli. Dostałem sugestię, abym wrócił do lekarza rodzinnego po właściwie skierowanie.

Noga po 24 dniach leczenia
Noga po 24 dniach leczenia

Wsiadłem do taksówki, wydałem kolejne 20-parę złotych i wróciłem do rodzinnego. Oburzony dał mi skierowanie do chirurga, do szpitala, do ortopedy i w razie czego do kilku innych specjalistów. Znów wsiadłem w taksówkę i wróciłem do szpitala. Ta sama pani w okienku powiedziała, że dziś mnie już nie przyjmą, bo trzeba z rana przyjechać, a jest już przed godziną 9… Wróciłem do domu zmęczony i zły i znów na 4. piętro.

Następnego dnia poprosiłem kolegę, aby ze mną pojechał. Ta sama pani w okienku na widok mojego skierowania powiedziała, że w ogóle to jestem w złym oddziale szpitala i muszę lecieć na drugą stronę kompleksu… Tak zrobiłem. Tutaj inna pani na mój widok przyjęła mnie bez kolejki. Zapytała, co się stało. Powiedziałem krótko, że jest coś nie tak z nogą i lekarz kazał to skontrolować. Kobieta uśmiechnęła się i powiedziała, że mam szczęście. Właśnie zwolnił się numerek! Mówię, że chce, że dziękuję, że odzyskałem nadzieję. Był 7 kwietnia, a pani mi pisze na karteczce wizytę do ortopedy na 23… czerwca!!! Znów odszedłem z kwitkiem. Kolega musiał pojechać do pracy, a ja wróciłem autobusem z szalonym kierowcą.

Następnego dnia z Warszawy w delegację do Lublina przyjechał mój brat. Ma mocny charakter i nie daje sobie w kaszę dmuchać. Po usłyszeniu historii pomógł mi zejść do samochodu i pojechaliśmy do najbliższego szpitala na izbę przyjęć. Pierwszy był Szpital Kolejowy w Lublinie. Lekarz wysłuchał mojego brata, który odpowiednio ubarwił historię. Mi już wszystko było jedno, bo osuwałem się ze zmęczenia. Lekarz wziął wszystkie papiery ze szpitala, przejrzał je. Wrócił po 10 minutach i zadał pytanie:

– Dlaczego z urazem zgłosiłem się do tamtego szpitala – zapytał

– Bo ten szpital był najbliżej miejsca wypadku – odpowiedziałem.

 Lekarz popatrzył na papiery i powiedział coś, czego nie zapomnę do końca życia

– Skoro tam panu nogę zepsuli, to niech tam naprawiają. My się do tego nie dotykamy. Do widzenia – powiedział.

Brat wściekły wdał się w dyskusję, ale został olany. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy tam „gdzie zepsuli mi nogę”. Pani w okienku na izbie przyjęć zaczęła pytać czy byliśmy umówieni z ortopedą czy zarejestrowany numerek. Brat powiedział, że dziś straciłem przytomność i zaczął dramatyzować, aby mnie ktoś wreszcie przyjął. Pani uznała, że zapyta się lekarza i da znać. Lekarz zgodził się i czekałem na wezwanie. Po 40 minutach lekarz skończył dyżur i poszedł do domu! Przyjął mnie dopiero jego następca, poprzednikowi się już nie chciało.

Lekarz był miły, zatroszczył się o mnie. Rozciął łuskę, powiedział, że to ona uciska całą nogę, stąd pojawiła się tak duża opuchlizna. Powiedział, że powinienem tę nogę kontrolować co parę dni u ortopedy, bo jest groźba utworzenia się zatoru w żyłach, co może prowadzić do śmierci! Nie chciałem już komentować postawy jego kolegów. Założył mi luźniejszą łuskę, przepisał więcej zastrzyków i kazał kontrolować nogę co tydzień.

Na rehabilitacji
Na rehabilitacji

Nagle o mnie przypomniał sobie ZUS. Przysłał mi wezwanie na kontrolę mojego zwolnienia lekarskiego w urzędzie. W notce była informacja, że „zwrócą mi za dojazd najtańszym możliwym środkiem transportu”. Dopisali w nawiasie komunikację miejską. Nie mam bezpośredniego połączenia, więc musiałem przejść około 700 metrów z przystanku. Cały spocony trafiłem do lekarza w ZUS-ie, który podziękował mi od razu stwierdzając, że widać, że faktycznie jestem leczony i to nie ściema. Powiedziałem tylko „Daj pan posiedzieć i odpocząć trochę!”

W obawie o własne zdrowie zapisałem się do ortopedy prywatnie. Jedna wizyta trwająca 3 minuty kosztowała mnie 90 zł. takich wizyt było 10. Po ponad 3 miesiącach od urazu przyszedł czas na rehabilitację. Tutaj na szczęście miałem znajomego, który sprawił, że mogłem zapisać się na zabiegi od razu. Nie musiałem czekać w kolejkach i od razu zaczęto mnie dalej leczyć.

Reasumując. Całkowicie nogę naprawiono mi po około 18 miesiącach. Przez ten czas na leki, lekarzy i dojazdy do nich wydałem ponad 1200 zł. Było by znacznie więcej, bo gdyby nie znajomy, to na rehabilitację musiałbym czekać kolejne 3 miesiące. Po co w każdym miesiącu zabierają mi pieniądze na moje leczenie, skoro nie mają dla mnie czasu? Trzeba mieć zdrowie aby chorować!

Aktualnie muszę grać/biegać w specjalnym ortopedycznym stabilizatorze
Aktualnie muszę grać/biegać w specjalnym ortopedycznym stabilizatorze

 

 

-reklama-
-reklama-

Zobacz również:

Jakub Markiewicz
Jakub Markiewiczhttps://jotem.in
Prowadzę bloga jotem.in od 2013 roku. Prywatnie zajmuje się programowaniem, marketingiem i zarządzaniem mediami. Hobbistycznie lubię robić zdjęcia oraz kręcić filmy.

2 KOMENTARZE

Subscribe
Powiadom o
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Edi
Edi
10 lat temu

Polska rzeczywistość!I o dziwo ,wszystko się dzieje w „świetle obowiązującego prawa”.A jak to nazwać najprościej-znęcanie się,terroryzm? Napewno mieści się to w tych pojęciach.A w dodatku za naszym przyzwoleniem!Bo dotyka ,kiedy spadnie bezpośrednio na nas, a normalnie nas nie interesuje!

bulb
bulb
9 lat temu

Myślę, że zastrzyki to najmniejszy problem, małe dzieci robią sobie zastrzyki insulinowe, nie ma co histeryzować. Zastrzyków w brzuch nie można spieprzyć, bo igła jest króciutka, a miejsce nakłucia niezbyt „delikatne”. Poza tym oczywiście współczuję historii.

Więcej w tej kategorii

Komentarze

Najnowsze