W sklepie rowerowym Willex przy ul. Związkowej 12 w Lublinie kupiłem jakiś czas temu dwa rowery. Sprzęt okazał się niekompletny, a właściciel sklepu potraktował mnie jak złodzieja wyzywając od krętaczy przy innych klientach. Poniżej opiszę całą sytuację, a do Was zostawiam decyzję czy chcecie psuć sobie nerwy kupując właśnie w tym sklepie.
W sklepie Willex w Lublinie zdecydowałem się kupić dwa rowery górskie. Nie mogłem ich na miejscu wytestować, bowiem (tutaj cytat) „Można to zrobić dopiero po zakupie, nie chciałby Pan kupić roweru używanego, zapiaszczonego etc.”.
Podekscytowany zdecydowałem się na zakup dwóch rowerów, w sumie za ponad 3,5 tys. złotych. Miałem je wytestować i w razie czego przyjechać z powrotem kiedy indziej, bo sklep akurat tego dnia był już zamykany. Pomyślałem, że to nie problem, bo rowery planowaliśmy zostawić niecałe 400 metrów dalej w domku jednorodzinnym. Po przyjeździe do domu okazało się, że w jednym rowerze nie działa blokada skoku amortyzatora, a w drugim przerzutki nadają się do dokładnej regulacji, podczas jazdy obcierają i wydają nieprzyjemny dźwięk.
Zrobiłem zdjęcie, napisałem zapytanie do znajomego, który doradzał mi przy zakupie roweru. Dowiedziałem się, że tak nie ma prawa być i żebym skontaktował się ze sklepem, w którym kupiłem rower. Poprosiłem kolegę, aby pojechał ze mną i rowerami do serwisu (jeden rower miał przebieg jakiś 8km, drugi z uszkodzoną regulacją, jakieś 300m) Zgłosiłem usterkę w pierwszym, że ma niewyregulowane przerzutki i ocierają na wysokich biegach, a w drugim nie zdążyłem nawet nic powiedzieć, a facet, napiszę wprost – chamsko powiedział, że to moja wina.
Powiedziałem o co chodzi, on podszedł i stwierdził, że brakuje całego mechanizmu i że próbuje go naciągnąć, że jestem złodziejem i oszustem. Byłem mocno zdziwiony, zwłaszcza, że powiedział to w obecności innych klientów, mojej dziewczyny (której był rower) i znajomego, który z nami przyjechał. Odpowiedziałem, że rower od momentu zakupu był praktycznie nieużywany i po znalezieniu usterki zaraz przyjechałem, zresztą tak jak doradzał. Nie znam się na tym, dlatego nie grzebałem nic na własną rękę.
Facet wielokrotnie nazwał mnie oszustem, krętaczem i złodziejem. Zasugerowałem grzecznie, że przy składaniu roweru mogli czegoś nie przykręcić i żeby sprawdzili. Usłyszałem, że takie bajki to mogę sobie w telewizji opowiadać. Dowiedziałem się, że usterkę mogą naprawić za 150 zł czyli za 14 procent ceny roweru, druga opcja to odesłanie roweru do producenta – Krossa, ale obciążą mnie wysyłką, bo to moja wina, a producent nic nie zrobi. Wszystko co napisałem, może potwierdzić dwóch niezależnych świadków, którzy równie jak ja stali osłupieni przy całej rozmowie.
Przykre jest to, że przestałem być człowiekiem w oczach tych ludzi po tym, jak zapłaciłem im za towar, a sam stałem się osobą niepożądaną. Myślałem, że po długiej przerwie spowodowanej poważną kontuzją będę mógł się po pracy odstresować na rowerze. Nie spodziewałem się, że przez to będzie jeszcze więcej nerwów i problemów. Wiem, że brak możliwości regulacji skoku amortyzatora nie wyklucza jazdy, ale jak się kupuje coś nowego, to chciałoby się, aby miało to wszystkie elementy i to jeszcze sprawne. Szkoda, że wcześniej nie przeczytałem tematów w sieci, chociażby na ogólnopolskim forum rowerowym. Tam opisują podobne historie i może bym wtedy nie zaryzykował i kupił rower w sklepie, gdzie mają szacunek do klienta.
Jak zakończyła się cała sprawa? Napisałem maila do producenta – firmy Kross. Podeszła bardzo profesjonalnie proponując wymianę roweru na nowy i dostawę kurierem bądź przesłanie brakującego elementu, również na swój koszt. Tak to powinno zostać załatwione już w sklepie. Brawo Kross, wielki minus dla Willex w Lublinie.